Ekskluzywny wycieczkowiec Santa
Lucia bujał się delikatnie w rytm docierających do wybrzeża, spokojnych fal. Na
pokładzie nie było nikogo, oprócz podstawowej załogi i kilku co bardziej
leniwych pasażerów, którym nie chciało się wyjść na brzeg nawet po to, by
obejrzeć dzisiejsze pokazy. Pogoda na Wyspie Północnego Wiatru, jednej z
największych wysp Archipelagu Wirowego, była wręcz bajeczna. Przepiękne słońce
prażyło niczym w lipcu, aż trudno było uwierzyć, że w Johto panowała już
jesień. O ile tutejsi przywykli do niemal całorocznych upałów, o tyle dla
turystów odrobina lata u progu października była miłą odmianą. Na tyle miłą, że
blisko trzy tysiące osób ochoczo zebrało się tego pięknego popołudnia w
konkursowym namiocie, by podziwiać koordynatorskie popisy. A wśród tych trzech
tysięcy nie zabrakło oczywiście Abby i Nathaly.
Ta pierwsza przebierała z
podekscytowania nogami, trąc kolanem o kolano, czym niezmiernie denerwowała
siedzącą przed nią, pulchną panią, która co i raz dostawała z kościstych kolan
dziewczynki niezamierzonego kuksańca. Druga siedziała spokojnie, trzymając
Raichu na kolanach i delektując się pierwszymi chwilami bez bujania i falowania
po niemal tygodniu morskiej przeprawy. Nathaly była tym bardziej zadowolona, że
miała przed sobą wizję nie tylko popołudnia, ale i nocy spędzonej na stałym
lądzie. Konkurs składał się bowiem, jak większość koordynatorskich imprez, z
dwóch etapów, z których pierwszy odbywał się dziś po południu, a kolejny miał
się odbyć dopiero następnego dnia. Z początku Nathaly dziwiła się trochę,
dlaczego plan ich rejsu zakładał aż dwudniową przerwę, poświęcając cenny czas
żeglugi kosztem koordynatorskiego konkursu, ale wraz z rozpoczęciem pokazów jej
zdziwienie zniknęło niczym poranna mgła. Okazało się, że w akompaniamencie
oklasków rozpoczynających imprezę, zamiast znanej wszystkim fanom konkursów,
uśmiechniętej konferansjerki, na scenie pojawił się wysoki, szczupły jegomość o
długich ramionach, na których powiewał narzucony niedbale, granatowy płaszcz.
Mężczyzna poprawił dopasowaną, elegancką kamizelkę, którą również miał na
sobie, pogładził sterczącą bródkę i oficjalnie otworzył zawody. Wtedy
Nathaly zrozumiała, dlaczego nie mogli popłynąć dalej, dopóki trwał konkurs.
Nie mogli, bo w roli konferansjera występował tu nie kto inny, jak sam Marcus
Rodelie, właściciel Santa Lucii i modowy guru, o którym sporo się nasłuchała w
ciągu ostatnich kilku dni. Trzeba dodać, że były to opinie wyłącznie pochlebne,
bo cały rejs Santa Lucią przebiegał w atmosferze ogólnego uwielbienia i
niekończącego się podziwu dla niezwykłego talentu tego człowieka. Nathaly nie
widziała w nim i w jego dziwacznych projektach żadnego wielkiego talentu, ale rozważnie
zachowywała tę opinię dla siebie, bo, po pierwsze, reszta pasażerów na pewno
zlinczowałaby ją za takie bluźnierstwo, a po drugie miała świadomość, że sama
ni w ząb nie zna się na modzie. Kto wie, może te satynowe wory z porozdzieranymi
rękawami i kokardami w miejscach, o których normalnie ubierający się człowiek
nawet by nie pomyślał, faktycznie są najnowszym krzykiem mody?
Nathaly nie zamierzała się w to
zagłębiać. Zamiast tego wolała po prostu cieszyć się chwilą oddechu od morskiej
podróży i podziwiać koordynatorskie występy. A trzeba było przyznać, że przez
scenę przewinęło się kilka całkiem niezłych perełek. Nathaly już w połowie
konkursu upatrzyła sobie swoją faworytkę. Kiedy ze sceny zbiegł piegowaty
chłopak, który mimo szczerych chęci nie do końca potrafił podkreślić atuty
swojego Onixa, jego miejsce zajęła delikatna dziewczyna, na oko trzynasto- albo
czternastolatka. Pewnym siebie gestem poprawiła gęste, związane na czubku
głowy, wypłowiało-rude włosy i przywołała na porcelanową twarzyczkę szeroki,
szczery uśmiech.
– Flaaffy, pora zabłysnąć! – krzyknęła
śmiało, podrzucając Pokeball wysoko ponad głowę.
Pokemon zmaterializował się jeszcze
zanim zdążył opaść na scenę. Wyglądał jak bladoróżowa, świeżo ostrzyżona owca w
puchatym, wełnianym kołnierzu i czapie. Długi, silny, pasiasty ogon stworka,
wieńczyła błyszcząca kula o przepięknym odcieniu szmaragdowej zieleni. Na szyi
owieczki połyskiwał okrągły wisiorek na srebrnym łańcuszku. Nathaly widywała
już bardzo zadbane Pokemony, ale ten tutaj bił na głowę wszystkie odsłony
koordynatorskiej estetyki, z jakimi się do tej pory spotkała. Byli jak z
obrazka, i Flaaffy i jego trenerka. Nathaly wiedziała jednak doskonale, że
samym wyglądem nikt jeszcze pokazów nie wygrał. Nie chcąc robić niepotrzebnego
zamieszania na trybunach, ostrożnie sięgnęła po plecak i wyjęła z niego
Pokedex, skanując przygotowującego się do występu Pokemona.
–
Flaaffy, Pokemon elektryczny. Flaaffy magazynuje energię elektryczną w wełnie
porastającej jego głowę i kark. Aby zapobiec porażeniu się własnymi atakami,
gatunek ten wykształcił specjalny rodzaj skóry, który ma właściwości izolujące
porównywalne do gumy.
– Typ elektryczny, super! – szepnęła
Nathaly, prosto do ucha Raichu.
Tymczasem występ Flaaffy’ego już się
zaczynał.
– Świetlisty Ekran! Wiesz co robić!
Stworek zamachał łapkami, a w jednej
chwili tuż przed nim pojawiła się kwadratowa, szklana płyta, wysoka prawie na
metr. Na tym jednak popis Flaaffy’ego się nie skończył. Różowe łapki machały
jak szalone, tworząc jedną przezroczystą taflę za drugą, tak długo, aż na
scenie stanęła wysoka, smukła, szklana wieża. Po widowni przebiegł cichy pomruk
podziwu. Jednak prawdziwe show miało się dopiero zacząć.
– Dalej, Flaaffy, Elektro Fala! –
zawołała koordynatorka.
Pokemon nastroszył swój wełniany
kołnierz, aby zaraz potem uwolnić z niego fale błękitnej elektryczności, które
momentalnie otoczyły szklaną wieżę, podskakując i iskrząc u jej podstawy.
– Taniec Deszczu! – padło kolejne
polecenie.
Flaaffy zabeczał przeciągle, wskakując
na najwyższe piętro stworzonej przez siebie budowli. Nad sceną momentalnie
zebrały się małe, ciemne chmurki, z których lunęła miniaturowa wersja jesiennej
ulewy.
– Kończymy to! Klejnot Mocy!
Ledwie głos koordynatorki ucichł,
sylwetka jej podopiecznego zniknęła w zielonkawym blasku, a słup silnego,
zielonego światła rozszedł się na prawo i lewo, powoli skanując scenę i
trybuny, niczym ogromny reflektor. Widzowie oniemieli. Dopiero po chwili
zagrzmiała burza oklasków, idealnie dopełniając całość występu. Nathaly nie
mogła wyjść z podziwu. Oto miała przed sobą szklaną latarnię morską, która
oświetlała drogę zbłąkanym okrętom, podczas gdy nad skwierczącym morzem
błękitnej elektryczności panował miniaturowy sztorm. Widok jeszcze przez chwilę
cieszył oczy obserwatorów, po czym skutki wszystkich ataków powoli minęły,
zupełnie jak mija prawdziwa ulewa. A kiedy na scenie został już tylko Flaaffy i
jego trenerka, podekscytowany głos Marcusa Rodelie zawołał zza kulis:
– Drodzy państwo, oto właśnie cała Mia!
Ogromny koordynatorski talent! Brawa! Wielkie brawa dla niej i dla Flaaffy’ego!
Który koordynator nie chciałby mieć u boku takiego partnera?! =
Nathaly biła brawo co sił w dłoniach.
Należało się. Ta cała Mia naprawdę wiedziała co robi. Musiała znaleźć się w
drugiej rundzie, po prostu musiała. Nathaly była tego absolutnie pewna. I nie
pomyliła się ani odrobinę. Jej faworytka, nie dość, że znalazła się w
półfinałowej czwórce, to jeszcze została z wszystkich półfinalistów najwyżej
wypunktowana. A znając już próbkę jej talentu, od tamtej chwili Nathaly była
też pewna kolejnej rzeczy – następnego dnia będzie się działo. Oj będzie...
***
– Ale jak to? Odwołali drugą rundę?! –
Abby naburmuszyła się nie na żarty, kiedy, po długim oczekiwaniu przed wejściem
do konkursowego namiotu, któryś z widzów wreszcie przekazał im przykrą
informację.
– To wy nic nie wiecie? – zapytał
zdziwiony chłopak. – Od rana cała wyspa o tym huczy!
– Pewnie byłybyśmy lepiej zorientowane,
gdyby niektóre z nas nie wylegiwały się w łóżku prawie do dziesiątej. – Nathaly
spojrzała na Abby karcąco. – Nawet śniadania nie zdążyłyśmy zjeść. Gdybyśmy
przynajmniej miały czas zahaczyć o stołówkę, na pewno coś by do nas dotarło… No
dobrze, ale dlaczego właściwie odwołali półfinały?
Chłopak zrobił wielkie oczy i pochylił
się ku Nathaly i Abby. W jego nakręconym głosie od razu dało się wychwycić
wrodzone zamiłowanie do plotkowania.
– Dziś rano w Centrum było włamanie. Ktoś
ukradł Pokemony dwójki uczestników. Podobno jedną z okradzionych jest ta Mia.
Ta, której wczoraj tak świetnie poszło. Organizatorzy zdecydowali się odroczyć
drugą rundę do czasu, aż sprawa się nie wyjaśni.
– Złodzieje? Naprawdę? – Przestraszona
Abby odruchowo sięgnęła ręką do tyłu i wymacała w plecaku, czy jej Pokeballe są
na miejscu. Na szczęście wszystkie cztery leżały bezpiecznie tam, gdzie zwykle,
na samym dnie plecakowego chaosu. – I nie będzie pokazów?... Nath, to co teraz
zrobimy?
– Tutaj raczej niewiele. Chodź,
zobaczymy, czy siostrze Joy zostało jeszcze coś ze śniadania. A przy okazji
może dowiemy się od niej czegoś więcej – zaproponowała Nathaly.
I tak też zrobiły.
Szybko się jednak okazało, że dziewczyny
nie mają co liczyć ani na śniadanie, ani na żadne bardziej konkretne
informacje. Ledwie weszły do obszernej poczekalni, która w porach posiłków
pełniła jednocześnie rolę stołówki, uderzyła je fala szumu, plotek i domysłów
na temat porannego zdarzenia. I choć o włamaniu mówili niemal wszyscy, to
jedyna osoba, od której mogły usłyszeć coś w miarę rzetelnego, była akurat
nieosiągalna. Siostra Joy stała co prawda, jak zwykle, za swoją ladą, ale
kawałek dalej, na ladzie właśnie, stała też tabliczka, głosząca: RECEPCJA
CHWILOWO NIECZYNNA, PRZEPRASZAMY. Pielęgniarka wyglądała na przejętą. Nic dziwnego.
Chyba każdy byłby przejęty, gdyby właśnie przesłuchiwała go policja. Wysoki,
szczupły funkcjonariusz w służbowym mundurze opierał się o blat, co jakiś czas zapisując
coś w swoim notesie.
Nathaly wiedziała doskonale, że w tej
chwili od siostry Joy nie dowiedzą się niczego. A rosnąca z każdą kolejną
minutą kolejka gości i trenerów, która wiła się wzdłuż lady, sugerowała
wyraźnie, że i przez następną godzinę raczej sobie nie pogadają.
– Chyba nie ma sensu tu czekać –
stwierdziła w końcu, nie znajdując żadnego rozsądnego wyjścia z sytuacji. –
Wiesz co? Masz tu piątaka. Tam, pod ścianą, widziałam chyba automat z kanapkami.
Na razie to musi nam wystarczyć. A ja w tym czasie pójdę już do pokoju i
zaparzę jakąś herbatę. Po śniadaniu pomyślimy co dalej. Na głodniaka i tak zbyt
wiele nie wymyślimy.
Abby skinęła ochoczo głową i wyciągnęła
drobną dłoń po monetę. Nathaly położyła ją z pewnym wahaniem.
– Tylko, Abby, proszę cię, kanapki. Nie
delicje truskawkowe, tak jak ostatnim razem.
– Jasne, że kanapki – fuknęła urażonym
tonem dziewczynka. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, dodając
cicho pod nosem: – Przecież w tych automatach w ogóle nie ma słodyczy. Nawet
głupich batonów proteinowych…
Na szczęście dla swoich spokojnych
nerwów, tego ostatniego Nathaly już nie usłyszała.
Ruszyła do pokoju, a Raichu dziarsko
podreptywała to z jednej, to z drugiej strony, przeskakując po dwa, a nawet po
trzy schody na raz. Tutejsze Centrum było dość spore. Musiało być. Ze względu
na odbywające się co roku pokazy, na wyspie potrzebne było solidne zaplecze
medyczne i noclegowe. Budynek liczył sobie aż trzy piętra, połączone od góry do
dołu szeroką klatką schodową. Z tego, co Nathaly zdążyła zaobserwować, cały
parter, oprócz wielkiej poczekalnio-stołówki przy wejściu, zajmowała lecznica,
a pozostałe dwie kondygnacje przeznaczono na pokoje dla gości. Dyżur w budynku
pełniły zawsze dwie pielęgniarki – jedna zajmowała się Pokemonami w lecznicy, a
druga dyżurowała za ladą w poczekalni. Pomagało im oczywiście stadko zaradnych
Chansey, dzięki którym wszystko szło o wiele sprawniej.
Dziewczynom przypadł pokój na samej
górze, tuż przy klatce schodowej. Nathaly już trzymała w dłoni mały, złoty
kluczyk z okrągłą zawieszką, ale zanim dotarła na drugie piętro, coś, co działo
się na pierwszym, od razu przykuło jej uwagę. Pod drzwiami z numerem osiem
stała jakaś dziewczyna, uparcie dobijając się do środka. Miała na sobie obcisłą
spódniczkę, a krótka, czarna bluzka odsłaniała zgrabny, wyćwiczony brzuch.
Ogólnie cała wyglądała na zwinną i wysportowaną. Pierwszą jednak rzeczą, która
przyciągała wzrok, kiedy się na tę dziewczynę spojrzało, była gęsta czupryna w
wesołym, żywo zielonym kolorze.
Nieznajoma sprawiała wrażenie osoby
zadziornej. Tym bardziej, że stukała w drzwi z takim zapałem, jakby za chwilę
miała je wyważyć. Ciekawość Nathaly nie pozwoliła jej przejść obok tej sceny
obojętnie.
– Hej! Co ci te drzwi przeskrobały, że
je tak maltretujesz? – zawołała, podchodząc kilka kroków bliżej.
Ledwie się odezwała, para bystrych,
brązowych oczu zwróciła się w jej kierunku. Nieznajoma zmarszczyła brwi i
energicznie zdmuchnęła z czoła pojedynczy, zielony kosmyk włosów, który pałętał
się w bardzo niefortunnym miejscu, łaskocząc ją po nosie.
– Ty… do mnie mówisz? – zapytała po
chwili, wskazując na siebie palcem.
– No raczej nie ma tu nikogo innego, a
sama ze sobą rozmawiać nie mam w zwyczaju. Wiesz, że rano było tu włamanie? Jak
będziesz się tak dobijać do pokoi, to policja może się tobą zainteresować.
– Myślę, że policja interesuje się mną
już wystarczająco. Tak samo zresztą, jak ja policją.
– Nie rozumiem? – mruknęła Nathaly, a
jej mina idealnie potwierdziła, jak bardzo zbita z tropu się poczuła.
Zielonowłosa dziewczyna uśmiechnęła się
zawadiacko i energicznie wyciągnęła do Nathaly rękę. Musiała dobijać się do
drzwi już dość długo, bo dłoń miała całą zaczerwienioną i nawet trochę otartą.
– Jennefair Cuff, kadetka szkoły
policyjnej w Cianwood City. To znaczy, przyszła kadetka, mam nadzieję. Na razie
jestem na okresie próbnym, ale na posterunku w Cianwood było dziś trochę cienko
z ludźmi, więc nasz inspektor zabrał mnie i parę moich kolegów do pomocy w
rozwiązaniu sprawy porannej kradzieży.
– A, więc to tak. – Nathaly pokiwała
głową. – Ale… skoro przysyła cię policja, to dlaczego ci tutaj nie chcą cię
wpuścić do środka? Czyj to w ogóle pokój?
– Z tego, co mówiła siostra Joy, w
ósemce zatrzymali się Mia i Cesar, dwoje koordynatorów, których Pokemony
skradziono dziś rano.
– Co? Przecież jeśli ich okradziono, to
powinni sami zgłosić się na policję. To dziwne, że nie chcą cię wpuścić –
powiedziała Nathaly, a Jennefair tylko wstrząsnęła ramionami. – A może ich tam
po prostu nie ma?
– Ktoś na pewno jest w środku. Słyszałam
czyjeś kroki. Były w miarę lekkie, więc obstawiam, że to raczej ta cała Mia.
– W takim razie… – Nathaly zamyśliła się
na dłuższą chwilę. – Wiesz co, Jennefair? Chyba spróbuję porozmawiać z nią jak
trenerka z trenerką.
– To może być trudne, jeśli w ogóle nie
zamierza otworzyć – westchnęła druga z dziewczyn.
– Zostaw to mnie. Mam pewien pomysł…
Nathaly szybko wyjęła z plecaka Pokedex
i zmierzyła palcami jego grubość. Potem pochyliła się nieco i uważnie
przyjrzała się szczelinie pod drzwiami numer osiem.
– Idealnie – bąknęła pod nosem. –
Przepraszam Raichu, ale będę musiała cię trochę wrobić.
– Rai? – pisnął pytająco stworek.
– Głośniej – szepnęła trenerka,
wskazując na wejście do pokoju.
– Rai rai?
– Jeszcze głośniej.
– Rai! Chu, rai? – pisnęła donośnie
Raichu, stając pod samymi drzwiami.
– Idealnie – szepnęła Nathaly, po czym
sama także podniosła głos: – Raichu, co robisz? Oddawaj to w tej chwili!
Zdezorientowany Pokemon popatrzył na
swoją trenerkę, kiedy ta zamachnęła się lekko i wepchnęła Pokedex prosto w
szczelinę pod drzwiami.
– Trzy, dwa, jeden… – odliczyła Nathaly
półgłosem, po czym lekko zapukała w drewnianą futrynę. – Yyy… przepraszam? Jest
tam kto?
Tak jak się spodziewała, drzwi uchyliły
się lekko już po kilku sekundach. A zza nich, czego Nathaly również się
spodziewała, wychynęła nastolatka o porcelanowej buzi, trzymając w dłoni jej
Pokedex.
– Ty jesteś Nathaly? – zapytała,
zerkając to na swojego gościa, to na wyświetlacz urządzenia, które pokazywało
właśnie podstawowe dane, łącznie ze zdjęciem swojej właścicielki.
Nathaly skinęła głową.
– Tak, to ja. A to moja koleżanka. – odparła,
wskazując dłonią na Jennefair.
– Cześć, jestem Jenn. A ty Mia, prawda?
– Skąd wiesz?
– Widziałyśmy wczoraj twój występ. Był
naprawdę genialny –wyjaśniła szybko Nathaly.
– No tak, pokazy. – Mia wyraźnie
posmutniała na wspomnienie o konkursie. Szybko zmieniła temat. – W każdym
razie, to chyba należy do ciebie.
– Dziękuję. – Nathaly uśmiechnęła się
przyjaźnie i wzięła Pokedex z wyciągniętej dłoni koordynatorki. – Moja Raichu
jest naprawdę kochana, ale czasem aż za bardzo trzymają jej się żarty.
– Rai rai? – pisnął stworek, nie do
końca wiedząc, czy w tej sytuacji wypada się obrażać.
– Rozumiem. Niektóre Pokemony takie są…
– Mia westchnęła ciężko.
– Tak… – Nathaly również odetchnęła
ciężko. – Słyszałam, że dziś rano spotkało cię coś przykrego. Czy już coś
wiadomo?
Koordynatorka pokręciła głową z wyrazem
nieopisanego smutku na twarzy.
– Jeszcze nic. Zresztą, szkoda gadać…
– A może my możemy jakoś pomóc? –
zapytała szybko Jennefair.
– Nie wiem. Sama już nie wiem, co robić.
Ale… no dobrze, wejdźcie do środka. Nie będziemy tak przecież rozmawiać przez
próg.
Dziewczyny weszły do pokoju, a razem z
nimi Raichu, która postanowiła się jednak nie dąsać na swoją trenerkę za ten
mały przekręt. W końcu zostały w puszczone, a o to przecież chodziło. Wnętrze
było dość przytulne, jak zresztą wszystkie pokoje w tutejszym Centrum. Nathaly
szybko uświadomiła sobie, że pomieszczenie wygląda niemal identycznie jak to, w
którym zatrzymała się ona i Abby. Dwa łóżka pod przeciwnymi ścianami
rozdzielała długa, pakowna komoda, nad którą otwierało się na świat szerokie,
dwuskrzydłowe okno. Oprócz tego mebli nie było zbyt wiele. Tylko mały, wąski
stoliczek, wciśnięty pod ścianą tuż obok drzwi wejściowych i skromny żyrandol,
wiszący pod samym sufitem.
– Proszę, siadajcie – zaproponowała Mia,
wskazując na jedno z łóżek.
Oba były starannie posłane i tylko na
jednym leżało kilka typowo dziewczyńskich rzeczy: szczotka do włosów, jakieś
spinki i magazyn dla nastolatek. Nathaly i Jenn usiadły na drugim łóżku i
popatrzyły po sobie, jakby chciały bez słów naradzić się, co dalej mówić.
– No a… rozmawiałaś może o tej sprawie z
policją? – zaczęła wreszcie Jenn, starając się, by jej głos był na tyle
delikatny i współczujący, na ile to tylko możliwe.
– Z policją? – tamta zaśmiała się
gorzko. – Daj spokój, mam ich już po dziurki w nosie. Myślałam, że przyjdą tu,
zbiorą odciski palców, nie wiem… cokolwiek. A oni co? Przysyłają do mnie jakieś
dzieciaki, niewiele starsze ode mnie. I to ma być profesjonalne podejście? No
naprawdę, bardzo dziękuję!
– Tak… – Jenn odchrząknęła, próbując
ukryć niezręczność tej sytuacji. – Ale wiesz, oni jednak chcą pomóc.
– Mam w gdzieś taką pomoc. Zresztą,
obiecałam sobie, że nie wpuszczę tu już żadnego z tych niby funkcjonariuszy –
oświadczyła twardo Mia, robiąc palcami w powietrzu znak cudzysłowu.
– Wiesz, rozumiem cię. – Nathaly
pokiwała głową. – Też jestem trenerką i wiem, jak bym się czuła, gdyby chodziło
o jednego z moich Pokemonów. I obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby pomóc ci
odzyskać twojego.
– Ja też – zawołała dziarsko Jenn. –
Tylko musisz nam w tym trochę pomóc. Powiedzieć, jak to się w ogóle stało. Może
coś zauważyłaś, coś dziwnego?
Mia przetarła dłońmi zmęczoną twarz i
dała sobie chwilę na zebranie myśli.
– Dziwnego? Nie, chyba nie. Było raczej
tak jak zwykle. Codziennie przed śniadaniem wychodzę na dobre pół godziny, żeby
trochę pobiegać. Czasami towarzyszy mi Flaaffy, ale dzisiaj postanowiłam, że dam
mu trochę odpoczął. W końcu wczoraj świetnie się spisał. Chciałam, żeby dobrze
wypoczął przed dzisiejszymi finałami. Kiedy wychodziłam, zostawiłam jego
Pokeball na komodzie. Cesar jeszcze spał, więc postanowiłam mu nie
przeszkadzać.
– Ten Cesar to jakiś twój przyjaciel? –
zapytała Jenn, marszcząc brwi w zamyśleniu.
– Można tak powiedzieć. Od paru miesięcy
podróżujemy razem. On też jest koordynatorem. Wspólnie trenujemy. Ale wczoraj
trochę mu nie poszło.
– Cesar, Cesar… – Nathaly podrapała się
po głowie. – Chyba go pamiętam. To taki blondyn? Występował wczoraj z
Houndourem?
Mia skinęła głową.
– No dobrze, co było dalej? – dopytywała
wytrwale Jenn.
– Pobiegałam trochę po parku i wróciłam
do Centrum. Kiedy otworzyłam drzwi troszkę się wystraszyłam, bo coś strasznie
huknęło, ale zaraz się okazało, że to tylko moja szczotka – dziewczyna
odruchowo wzięła do ręki leżącą na łóżku szczotkę i zaczęła nerwowo miętosić ją
w dłoniach. – Kiedy wychodziłam, przypadkowo zabrałam ją ze sobą, więc cofnęłam
się, żeby ją zostawić. Wepchnęłam ją na stolik przez uchylone drzwi, żeby nie
robić za dużo hałasu. Musiała leżeć za blisko brzegu, a kiedy wracałam, pewnie
zahaczyłam o nią drzwiami i spadła na podłogę. Pomyślałam, że ten harmider na
pewno obudził Cesara, więc chciałam czym prędzej wejść do środka, żeby go
uspokoić, że to tylko ja wróciłam z joggingu. Ale Cesar leżał na podłodze. Całe
czoło miał we krwi. Byłam przerażona. Pobiegłam po siostrę Joy, która jakoś go
docuciła, a wtedy Cesar powiedział nam, że ktoś przyszedł do naszego pokoju i
uderzył go w głowę. Przejrzałam szybko swoje rzeczy. Nic więcej nie zginęło,
poza Pokeballem Flaaffy’ego. Potem okazało się, że Balla Houndoura też nie ma.
Siostra Joy wezwała policję, a Cesara zabrała na dół, żeby opatrzyć mu głowę i
na obserwację. Mam nadzieję, że szybko go wypuści. Musimy przecież szukać
naszych Pokemonów.
– To jasne – powiedziała zdecydowanie
Jenn. – A tutaj, w pokoju, nie zauważyłaś nic dziwnego? Jak to wyglądało, kiedy
wróciłaś?
– Normalnie. Oprócz tego, że Cesar leżał
na podłodze, a okno było otwarte. Pamiętam, że kiedy wychodziłam, było całkiem
zamknięte.
– Pokaż mi to – poprosiła Jennefair,
wstając ze swojego miejsca i podchodząc do okna.
– Co mam ci pokazać?
– Pokaż, jak okno było otwarte.
Koordynatorka pomyślała przez chwilę, aż
wreszcie zamknęła prawe skrzydło okna, lewe zostawiając rozpostarte na oścież.
– O ile dobrze pamiętam, to było jakoś
tak – powiedziała niepewnie.
Jenn tylko mruknęła pod nosem.
W tej samej chwili drzwi do pokoju
otworzyły się z rozmachem i do środka wszedł niewysoki chłopak z zabandażowaną
głową i stroskaną miną.
– Mia! Jak się trzymasz? – zawołał już
na wejściu.
– Cesar! Wreszcie siostra Joy cię
wypuściła!
– Taa, w końcu. Chociaż w głowie jeszcze
trochę mi szumi, ale przekonałem ją, że nie mogę już dłużej marnować czasu. To
co, idziemy ich szukać? A… to kto?
Chłopak popatrzył kolejno na wszystkie
dziewczyny, jakby dopiero zdał sobie sprawę, że mają w pokoju jakichś gości.
– To są Jenn i Nathaly. One też są
trenerkami. Zaproponowały, że pomogą znaleźć nasze Pokemony.
– Świetnie, im nas więcej, tym lepiej –
ucieszył się Cesar. – To co, idziemy?
– Chwila, chwila. – Jenn stanowczo
pohamowała jego zapał. – Rozumiem, że chcesz jak najszybciej ruszyć swojemu
Houndourowi z pomocą, ale może najpierw opowiesz nam, co tu się właściwie
stało.
– A co tu dużo opowiadać? Obudziłem się,
ubrałem. Mii nie było. Od razu wiedziałem, że poszła pobiegać. Pokręciłem się
trochę po pokoju, przeanalizowałem swój wczorajszy występ. No i wtedy ktoś
zapukał do drzwi. Pomyślałem, że to Mia, więc szybko otworzyłem. Ale do środka
wszedł jakiś facet. Popchnął mnie, a potem uderzył czymś w głowę. Nic więcej
nie pamiętam. Dopiero kiedy się ocknąłem, zauważyłem, że nie ma Houndoura. Ten
ktoś musiał go zabrać.
– A pamiętasz może jak on wyglądał? –
zapytała Nathaly.
– Nie bardzo. Był wysoki. W płaszczu…
chyba. Nie było czasu się przyjrzeć. Zresztą, policja już mnie o to wypytywała.
Tracimy tylko czas. Idziemy, czy nie?
– Idziemy! – Mia poderwała się
zdecydowanie z miejsca. Szczotka, którą do tej pory trzymała na kolanach,
spadła z trzaskiem na ziemię. – Znowu? – jęknęła, kompletnie załamana. – Przez
to wszystko jestem tak strasznie rozkojarzona…
– Nic się nie martw. – Cesar podniósł
szczotkę i delikatnie pogładził przyjaciółkę po plecach. – Zobaczysz,
znajdziemy je. Wrócą do nas całe i zdrowe.
***
– Gdzieś ty była tyle czasu?!
Naburmuszona buzia Abby była pierwszym,
co Nathaly zobaczyła po powrocie do swojego pokoju. Buzia, choć daleka od
zadowolenia, to jednak miała w swoim wyglądzie coś słodkiego. Konkretnie były
to rozmazane na policzkach, czekoladowe ślady.
– Mało brakowało, a nie zostawiłabym ci
ani jednej kanapki!
– Ale widzę, że jednak zostawiłaś… jedną
– odparła spokojne Nathaly, zaglądając do środka kanapki z podejrzliwym wyrazem
twarzy. – Krem czekoladowy? Abby?
– To się nazywa kompromis – powiedziała
beztrosko dziewczynka, z impetem rzucając się na swoje łóżko.
– Gdzie ty tu widzisz kompromis?
– To proste. Zakazałaś mi kupować
słodyczy, tak? A to są kanapki z kremem czekoladowym o smaku orzechowym.
Orzechy, o ile wiem, są przecież zdrowe. W takim razie co to jest, jeśli nie
kompromis? Ale za to zrobiłam ci herbatę.
Nathaly przewróciła oczami, kiedy
zadowolona z siebie Abby wcisnęła jej w dłonie kubek z lekko już przestudzoną
herbatą. Co było robić? Usiadła na łóżku i odłamała kawałek kanapki dla Raichu,
po czym obie zabrały się za jedzenie. Nie minęło nawet kilka minut, a od strony
drzwi rozległo się czyjeś nerwowe pukanie.
– Nie otwieraj – pisnęła Abby
przestraszonym głosem. – Może to złodziej?
Nathaly popatrzyła na przyjaciółkę nieco
sceptycznie, chociaż w pierwszej chwili pomyślała dokładnie o tym samym. Nie chcąc
się jednak do tego przyznawać, podeszła powoli do drzwi i ostrożne uchyliła je,
wyglądając na zewnątrz.
– Jennefair? Coś się stało?
Zielonowłosa dziewczyna rozejrzała się
na boki, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje i pochyliła się ku Nathaly,
opierając ramię o futrynę.
– Czy ty czasem nie przypłynęłaś tu
Santa Lucią?– zapytała prawie szeptem.
– Ymm… Cześć? – Ciekawska Abby wychyliła
się zza ramienia Nathaly.
– Cześć – odpowiedziała Jenn. Po jej
minie widać było, że lekko zwątpiła czy mówić dalej.
– W porządku. To tylko Abby. – Nathaly
skinęła zachęcająco głową. – Tak, przypłynęłyśmy tu na Santa Lucii. A dlaczego
pytasz?
– W takim razie wygląda na to, że na
razie nie popłyniecie dalej.
– Co? Ale dlaczego? – zapytała Abby,
robiąc ze strachu duże oczy. – Czy nasz statek też ukradli?
Nathaly i Jenn popatrzyły na siebie w
osłupieniu, a wzrok jednej i drugiej mówił wyraźnie, że na taki akurat pomysł w
życiu by nie wpadły.
– Nie, nie o to chodzi – powiedziała
wreszcie Jennefair, kiedy jej myśli wróciły na właściwe tory po zbijającym z
nóg pytaniu Abby. – Raczej nie powinnam wam tego mówić, bo to informacje
dotyczące śledztwa, ale pomogłaś mi z Mią, więc chyba powinnam cię uprzedzić,
że możecie jeszcze trochę zabawić na tej wyspie. Nasz inspektor właśnie
zatrzymał tego konferansjera, Marcusa Rodelie.
– Jak to zatrzymał? – Nathaly zdziwiła
się nie na żarty.
– Na razie tylko do złożenia wyjaśnień,
ale jak do tej pory to on najbardziej pasuje do opisu Cesara. Wysoki i w
płaszczu, pamiętasz? Poza tym jeden z moich kolegów poprosił lokalną stację
telewizyjną o nagranie z wczorajszego konkursu. Rodelie podobno powiedział po
występie Mii, że każdy chciałby mieć takiego Pokemona jak jej Flaaffy, czy coś
w tym stylu.
– Faktycznie, powiedział coś podobnego –
przypomniała sobie Nathaly. – Ale myślisz, że naprawdę mógłby ukraść te
Pokemony? Znaczy, Rodelie ma mnóstwo kasy. Stać go na najlepsze Pokemony z
najlepszych hodowli. Po co miałby kraść?
– Nie wiem. Coś mi się tu mocno nie
klei. W każdym razie Santa Lucia nie popłynie dalej, dopóki sprawa się nie
wyjaśni.
– Świetnie – westchnęła ciężko Nathaly.
– Świetnie – powtórzyła za nią Abby, z
równie małym entuzjazmem.
W tej samej chwili z klatki schodowej
piętro niżej rozległo się czyjeś wołanie:
– Ej, Sałata. Inspektor powiedział, że
trzeba przesłuchać komisję konkursową. Idziesz z nami?
Nathaly wyjrzała na korytarz. Na
schodach stała dwójka chłopaków. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są do
siebie podobni. Podobne fryzury w niemal identycznym, błękitnym kolorze.
Podobne brązowe oczy. Podobne zadziorne spojrzenia.
– Kto to? – zapytała.
– To? Moi koledzy z praktyk w policji. I
przy okazji, niestety, moi kuzynowie – odparła Jennefair z niezbyt zadowoloną miną.
– A dlaczego mówią na ciebie Sałata? –
wtrąciła zaciekawiona Abby.
– Zgadnij. – Jenn skrzywiła się jeszcze
bardziej i wskazała palcem na swą bujną, zieloną czuprynę. – Wszyscy w rodzinie
jakoś mogli wpisać się w policyjne standardy wyglądu, tylko mnie geny spłatały
figla.
– No idziesz, czy nie? Co ty tam tak
długo robisz? – dobiegło kolejne wołanie z dołu.
– Idę już, idę! – odkrzyknęła
dziewczyna, po czym raz jeszcze spojrzała na Nathaly i Abby. – W porządku,
trzymajcie się. Może uda mi się wpaść do was później, jeśli dowiem się czegoś
ciekawego.
– Powodzenia – zawołała za nią Nathaly,
po czym od razu zamknęła drzwi i dla spokoju ducha dwa razy przekręciła kluczyk w zamku.
Ach jak dobrze, że zajrzałem :) - do mnie zapraszam w piątek wieczorkiem (to a pro po twojej odpowiedzi ;) )
OdpowiedzUsuńRozdział z konkursem trochę mnie zasmucił. Ok poznajemy nowe twarze i jest super, ale brakowało mi tutaj Bena, gdzieś polubiłem tego żarłoka.
Twoje opisy koordynatorskie - bajka. Choć osobiście nie przepadam za Flaaffy, która moim zdaniem jest najgorsza z całego drzewka owieczek ;).
Na początku myślałem, że za kradzież odpowiedzialni są nasi dobrzy znajomi z Zespołu R, ale widocznie, palce maczał tutaj ktoś inny.
Pozdrawiam i czekam na kolejne przygody Nathaly ;)
Oj, to będę zaglądać co jakiś czas. Mam nadzieję, że do wieczora się wyrobisz ;) Teraz, kiedy mam czas poczytać, ludzie nie mają czasu pisać... życie ^^" Z braku nowości na blogach wzięłam się ostatnio za "Niezgodną", ale nie wiem, czy doczytam pierwszą część do końca. Nie bardzo mi podchodzi jak na razie.
UsuńPS. Chyba nie będzie to zbyt dużym spoilerem, jeśli powiem, że Ben oczywiście jeszcze się pojawi. W końcu wszystkie wątki trzeba doprowadzić do końca, a w jego przypadku trochę tego jest ;)
Wyrobię, wyrobię, właściwie już wyrobiłem ;)
UsuńJa też jestem trochę smutny, że większość autorów ma teraz jesienną chandrę, ale u mnie było to spowodowane zupełnie czymś innym :D
Mam nadzieję na tego Bena :D Ach i tan wredna Abby z tą kanapką czekoladową, jakby nie mogła kupić jej jednej normalnej :D Normalnie nóż się w kieszeni otwiera :D.
Oooo, świetny konkurs <3 Abby tradycyjnie wszystko stara się sprytnie obrócić na swoją korzyść.Uwielbiam Flaaffy'ego, a wyobrażanie sobie jego kombinacji konkursowej było czystą przyjemnością. Jestem ciekawa czy to faktycznie ten Marcus stoi za tym wszystkim, mam wrażenie jednak, że byłoby to za proste ;) W każdym razie już nie mogę się doczekać aż to się rozwiąże :D
OdpowiedzUsuńCo do Jenn. Niech tak nie narzeka na swoje włosy, przynajmniej będzie dobra w kamuflażu w policji wśród całej swej rodzinki XD
Pozdrawiam,
Annetti
No i na koniec taki przerywnik. Dość przyjemny, choć miałem małą nadzieję, że Abby, znowu zmieni swoje zdanie i postanowi wystartować w konkursie. Jakoś jest spokojna od kilku rozdziałów, czasem coś palnie, ale dziewczyna się poważnie uspokoiła. Żadnej nowej fascynacji, ani celu. Może Nathaly powinna wybrać się z nią do lekarza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I ten ból, kiedy nie ma już nic więcej do czytania od Ciebie 😭
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńCo jeszcze do poprzedniego komentarza, to, z nazwiskiem Patricka po prostu pomysłu nie miałem, może jest to jakaś rodzina Abby, nie wiem hehehe.
Co do tego rozdziału ciekawie jest, nareszcie nie tylko rockeci kradną. Co do tego że nie piszę, na razie poprawiam stare rozdziały i skrobię po woli, weny brak to może nie, ale sporo czasu to ja nie mam niestety. Życzę weny, za jakiś czas u mnie też coś będzie.