32. A game plan

Cześć! Co u Was? Nie dajecie się, mam nadzieję, jesiennej chandrze? Tak się składa, że mam teraz (trochę niespodziewanie) mnóstwo czasu na czytanie, także tu taki mój nieśmiały apel - ludzie, do klawiatur, bo znowu w okolicy cisza się przedłuża! A może znajdzie się ktoś, kto wystartuje z nową Poke-historią? Kto wie, kto wie. Ja cały czas po cichu na to liczę ;)
Tradycyjnie - pozdrówki i udanego długiego weekendu!
 
***
 
Miejsce było wręcz idealne. Na szklanych półkach za barem nie było ani jednej irytującej reklamy kolorowych drinków. Za ladą, zamiast uśmiechniętej blondynki ze sztucznie napompowanym biustem, albo natrętnego studenciaka, gotowego w każdej chwili zamęczyć cię rozmową, niezależnie czy masz na to ochotę czy nie, stał jakiś łysiejący gbur po czterdziestce. Gość polerował kufle i kieliszki wymiętoloną szmatką, jedynie od czasu do czasu zerkając, czy na horyzoncie nie pojawił się przypadkiem nowy klient. Szanse na to były jednak raczej marne, bo obskurny, ciemny bar, w którym przyszło mu pracować, nie cieszył się szczególną popularnością. Nie dość, że położony był w najnudniejszej dzielnicy najnudniejszego miasta w regionie, o którym mało kto słyszał przynajmniej neutralną opinię, o przychylnej nawet nie wspominając, to również sam w sobie wyglądał, jakby był prowadzony za karę, a nie dla interesu. Żadnych przyciągających wzrok, czerwonych neonów nad wejściem. Żadnych pań do towarzystwa, chętnych za drobną opłatą umilić pobyt podpitej klienteli. Żadnego tłoku, barowych pogawędek, gwałtownych śmiechów, wybuchających nie wiadomo z jakiego powodu. Z drugiej strony, żadnych chętnych do wszczynania burd i przygodnego mordobicia. Ponuro, ale spokojnie. Najlepsze było jednak to, że nikt tutaj nie wtykał nosa w niczyje sprawy, nikt o nic nie pytał, nikt nawet nie starał się wyglądać na zainteresowanego. Lokal sprawiał wrażenie przeznaczonego dla wypalonych biznesmenów, zdradzanych mężów i innych aspołecznych wraków pozbawionych osobowości, którzy, ostatnie na co mieliby ochotę, to na rozmowę z nieznajomymi.
Agent B-R8 upił łyk wody z wąskiej szklanki, którą postawiono przed nim parę minut wcześniej. Początkowo, kiedy barman usłyszał zamówienie, jego mina zdawała się mówić: skoro już tu przylazłeś, to kupiłbyś przynajmniej coś poczciwszego. Szybko jednak wzrok mrukliwego sprzedawcy stał się równie obojętny jak przedtem, ku wyraźnemu zadowoleniu młodego agenta. B-R8 nie przyszedł tu, żeby się napić. Przyszedł pomyśleć. A do tego potrzebna była mu odrobina spokoju, nie budząca podejrzeń miejscówka i przede wszystkim trzeźwa głowa. Dwa dni temu o tej porze był jeszcze w kwaterze głównej Team Rocket, gdzie wezwano go krótko po tym, jak dostarczył na miejsce młodego Stonefielda i tę dziwną muszlę, którą przy nim znalazł. Spodziewał się, że wkrótce otrzyma nowe rozkazy. Nie spodziewał się jednak, że razem z rozkazami, pozna aż tak wiele szczegółów, które dla znakomitej większości agentów pozostawały ściśle tajne. Może nie wszystko zostało mu powiedziane wprost, ale nie był przecież głupi, umiał słuchać między słowami.
Na początku był przekonany, że to zwykłe, rutynowe spotkanie w celu przekazania rozkazów. Może trochę dziwiło go, że miał stawić się osobiście, w końcu większość zadań przesyłano mu bezpośrednio do specjalnego nadajnika z wbudowanym komputerem. W ten sposób docierały do niego nie tylko rozkazy, ale i wszystkie niezbędne do ich wykonania dane. W kwaterze głównej był raptem kilka razy, najczęściej rozliczając efekty swoich misji. Tym razem, ledwie się tam zjawił, natychmiast został przechwycony przez R23, doświadczonego i stojącego wysoko w przestępczej hierarchii agenta, którego miał już okazję spotkać parokrotnie. Dwa czy trzy razy zdarzyło im się nawet zetrzeć ze sobą. R23 widział w młodym, zdolnym chłopaku zagrożenie. Bał się, że ktoś może czyhać na jego wypracowane latami miejsce, tuż przy boku uwielbionego, nieocenionego i niepokonanego przywódcy, na jakiego kreował się Giovanni. B-R8 miał jednak gdzieś i awans na wyższe szczeble przestępczej machiny Team Rocket i R23 włażącego w tyłek swojemu szefowi, i nawet samego Giovanniego. Uważał go co prawda za człowieka groźnego i nieobliczalnego, ale na pewno nie za jedynego i słusznego przywódcę, za którym poszedłby w ogień. Nie chciał też uszczknąć dla siebie z jego sławy, pieniędzy, pozycji. Chciał tylko jednego. A Giovanni obiecał mu to zapewnić. Dlatego, i tylko dlatego, zgodził się stanąć po jego stronie.
Ledwie weszli do gabinetu, R23 wskazał głową na jedno z dwóch krzeseł, które już czekały, ustawione przed masywnym, hebanowym biurkiem Giovanniego. B-R8 usiadł, nie widząc sensu w sprzeciwianiu się. Był zbyt zaintrygowany tym, co może za chwilę usłyszeć, żeby niepotrzebnie przedłużać całą sprawę. Sam Giovanni już na nich czekał, siedząc w swoim wysokim, obitym skórą fotelu. Młodemu agentowi wystarczył szybki rzut oka na jego twarz, by zauważyć, jak bardzo się zmienił. Przekrwione białka, rozległe sińce pod oczami, wystające nad zapadniętymi policzkami kości… Z Giovannim działo się coś złego. Coś niszczyło go od środka. Coś poważnego, czego nie dało się już zamieść pod dywan.
– Agenci R23 i B-R8. Jak miło, że zdecydowali się panowie do nas dołączyć – powiedział. Nawet jego głos był o wiele słabszy, niż B-R8 go zapamiętał.
– Sir. – R23 z szacunkiem skłonił głowę, po czym zajął miejsce na drugim krześle. – Sprowadziłem go tutaj, ale nadal nie rozumiem w jakim celu. Czy to aby na pewno dobry pomysł, żeby wtajemniczać w tak istotne szczegóły kogoś tak niedoświadczonego?
– To ja poprosiłem, żeby go tu ściągnąć – odezwał się męski głos z głębi gabinetu. Z cienia wyłonił się nieznajomy mężczyzna. Był potargany i nieogolony, a na jego długim, haczykowatym nosie tkwiły małe okulary w drucianej oprawce. Laboratoryjny fartuch, który człowiek ów miał na sobie, sprawiał wrażenie, jakby dawno nie widział się z żelazkiem, a jeszcze dawniej z pralką.
­­– Agencie B-R8 – odezwał się ponownie Giovanni – to doktor Fuji, mój specjalista w dziedzinie badań naukowych i eksperymentów genetycznych. Doktor Fuji wierzy, że jesteś w stanie pomóc nam w rozwiązaniu pewnych… trudności, które od dłuższego czasu staramy się pokonać. Jeśli chodzi o szczegóły, to sam jeszcze nie miałem okazji się z nimi zapoznać, ale nie ukrywam, że chętnie to zrobię. Doktorze Fuji?
– Tak… – Naukowiec odchrząknął cicho.
Nadusił przycisk na niewielkim pilocie, który do tej pory obracał nerwowo w dłoniach. Coś zabuczało pod samym sufitem, a chwilę później na jedną z bocznych ścian zaczął opuszczać się wielki ekran, którego biel wyraźnie kontrastowała z panującym wewnątrz gabinetu mrokiem. Fuji nadusił kolejny przycisk, a na ekranie momentalnie pojawiły się rzędy wykresów, liczb i innego naukowego bełkotu.
– Jak już wspominałem wcześniej, Sir, wyniki pańskich najnowszych badań wyraźnie sugerują, że jeśli nie podejmiemy działania w ciągu najbliższych pięciu, sześciu miesięcy, pański organizm stanie się zbyt słaby, aby móc zregenerować się po… zabiegu – powiedział Fuji, sugestywnie zawieszając głos. – Nie mogę jednak przeprowadzić dalszych testów, dopóki nasz obiekt pozostaje w zamknięciu. Tak długo, jak Mewtwo będzie siedział w Master Ballu, będę miał związane ręce.
Mewtwo?
Na dźwięk tego słowa wszystkie zmysły agenta B-R8 wyostrzyły się w jednej chwili. Co prawda parę razy słyszał pogłoski o stworzeniu piekielnie silnej bestii, genetycznej krzyżówki człowieka i Pokemona, o takim właśnie imieniu. Nigdy jednak tak do końca nie dawał im wiary. Czy to możliwe, żeby Team Rocket był w posiadaniu tego legendarnego stworzenia? Słowa, które przed chwilą usłyszał, wyraźnie wskazywały, że tak właśnie jest.
– Doktorze, do rzeczy – mruknął Giovanni zniecierpliwionym tonem. – Liczę, że usłyszę w końcu od pana coś, czego jeszcze nie wiem. Rozumiem, że ma pan już konkretny plan, jak wyciągnąć Mewtwo z tej przeklętej kuli?
– Cóż… mam pewien pomysł. A właściwie dwa. I nie ukrywam, że najlepiej byłoby zacząć wcielać w życie oba te pomysły jednocześnie, w razie, gdyby któryś z nich nie zadziałał zgodnie z moimi przewidywaniami. W końcu zależy nam na czasie, prawda?
– Do brzegu, Fuji – warknął niecierpliwie R23.
– Tak, oczywiście. No więc, z moich dotychczasowych badań wynika, że to sam Mewtwo, dzięki swoim nienaturalnie potężnym psychicznym mocom, blokuje mechanizm Balla, w którym przebywa. I to właśnie jest powodem naszych problemów z wydobyciem go na zewnątrz. Na chwilę obecną nie posiadam takiego rozwiązania technicznego, które umożliwiłoby nam wyciągnięcie go stamtąd wbrew jego woli. Sądzę jednak, że gdyby przeciwstawić mu inne źródło równie potężnej mocy psychicznej, jest duża szansa na złamanie jego oporu.
– Brzmi logicznie. – Giovanni pokiwał głową w zamyśleniu. – Pozostaje jednak pytanie, skąd wziąć to inne źródło, mam rację?
– Nie do końca. – Fuji przestąpił z nogi na nogę i palcem poprawił zsuwające się nieco okulary. – Prawdę mówiąc, częściowo już jesteśmy w jego posiadaniu. Z tego, co udało mi się ustalić, Lugia ma zdolność emitowania niezwykle silnych fal mózgowych, które są w stanie oddziaływać na otoczenie. Problem w tym, że z moich symulacji wynika, że to wciąż zbyt mało, by przełamać opór Mewtwo.
B-R8 przysłuchiwał się rozmowie z coraz większą ciekawością. Najpierw Mewtwo, teraz Lugia. Jakie jeszcze asy trzymał w rękawie Giovanni?
– Sądzę jednak, że ekspozycja na obecność innego legendarnego Pokemona mogłaby wpłynąć na zwiększenie siły umysłu Lugii. Szczególnie, gdyby był to Pokemon, przeciwko któremu Lugia chciałaby uwolnić cały swój psychiczny gniew.
– Doktorze, chyba nie mówi pan o… – Giovanni przerwał w pół zdania i zamilkł, pogrążając się w zamyśleniu. – Ależ tak, to przecież oczywiste…
R23 szybko podjął temat.
– Zarejestrowaliśmy ostatnio nad jednym z miast regionu Johto dziwną aktywność pogodową, która może wskazywać na pojawienie się Ho-Oh na tamtym obszarze, Sir.
– I to jest właśnie zadanie dla was. Sprowadźcie tu Ho-Oh, a wtedy ja wyciągnę Mewtwo z Master Balla – powiedział Fuji oczywistym tonem.
– Oczywiście, z palcem w nosie – żachnął się R23. – Zdajesz sobie sprawę, że mówimy o legendarnym Pokemonie, a nie o jakimś pospolitym Pidgey’u, którego można wytrzepać spod każdego krzaka?
– R23, spokojnie. – Giovanni uniósł dłoń, jakby faktycznie chciał go uspokoić. – Zdobyliśmy Lugię, więc z tym także sobie poradzimy. Właściwie, to gdyby to dobrze rozegrać, Lugia mogłaby odwalić dla nas tę robotę.
– Z całym szacunkiem, Sir – wtrącił niepewnie R23 – ale nie widzę zbytnio szansy, żeby nakłonić Lugię do słuchania naszych poleceń.
– Początkowo też tak myślałem, ale weźmy pod uwagę, że mamy przecież kilkoro gości.
Fuji uśmiechnął się kącikami ust, po czym ponownie nadusił przycisk na pilocie. Naukowy bełkot, który do tej pory uparcie migotał na ekranie, ustąpił miejsca trzem fotografiom. Na pierwszej B-R8 od razu rozpoznał poważną, bladą twarz Samuela Stonefielda, chłopaka, którego dostarczył do bazy zaledwie parę dni temu. Drugie zdjęcie przedstawiało nieznaną mu, ciemnowłosą kobietę, o równie bladej karnacji i równie poważnym spojrzeniu. Choć B-R8 nie miał pojęcia kto to taki, gotów byłby przysiąc, że kobieta musi mieć coś wspólnego z tym chłopakiem. Trzecia fotografia ukazywała szeroką twarz staruszka, z poznaczonym zmarszczkami czołem i zaczesanymi do tyłu, zupełnie siwymi włosami. Jakość zdjęcia pozostawiała co prawda wiele do życzenia, ale B-R8 szybko zorientował się, że był na nim Kurt, znany i ceniony mistrz Pokeballi. Czyżby Team Rocket uprowadził również jego?
– Wiele się ostatnio naczytałem na temat Lugii i związanych z nią antycznych legend. – Fuji zaczął przechadzać się po gabinecie, snując dalsze wyjaśnienia. – Wygląda na to, że sposób na zapanowanie nad jej wybuchowym usposobieniem jest dość prosty, wręcz banalny. Lugia będzie ślepo wierna i posłuszna każdemu, kto zagra na antycznym instrumencie, wykonanym przed wiekami z muszli pradawnego stworzenia, które wyginęły wiele tysięcy lat temu. Tak się składa, że dzięki uprzejmości agenta B-R8 – tu Fuji przerwał na chwilę i skłonił lekko głowę w stronę młodego agenta – ta niezwykła muszla trafiła tu razem z Samuelem Stonefieldem.
– I już? To wszystko? – R23 był tak zdziwiony, że aż wyglądał na oburzonego prostotą tego rozwiązania. – Wystarczy, że zagramy na tej porcelanowej dupereli, a Lugia zrobi co jej każemy?
Fuji uśmiechnął się tajemniczo.
– I tak, i nie. To prawda, że Lugia będzie posłuszna temu, kto zagra na muszli. Nie zbadałem jeszcze dokładnie z czego wynika ta zależność, ale moje pierwsze próby i obserwacje dowodzą, że muszla potrafi generować fale dźwiękowe o długości kompatybilnej z długością fal mózgowych Lugii. Dzięki temu brzmienie instrumentu potrafi załagodzić gniew Lugii, nawet ten, nad którym ona sama nie potrafi zapanować. To przynosi jej ulgę, dlatego Lugia tak bardzo szanuje muszlę i osobę, która wydobywa z niej dźwięk. Problem jednak w tym, że nie każdy jest w stanie na owej muszli zagrać.
– Intrygujące… – Giovanni potarł brodę palcami, przyglądając się naukowcowi surowo, ale z pewną dozą ciekawości. – A pan, doktorze, rozumiem, że wie już, kto jest tym szczęśliwcem?
– Cóż, na pewno nie ja. – Fuji zaśmiał się sucho, próbując rozładować wyczuwalne w powietrzu napięcie. Bez skutku. – Ani żaden z pracowników naszego laboratorium. Łącznie sprawdziłam ponad czterdzieści osób. Zero efektów. Mam jednak pewne przypuszczenia. Skoro muszla trafiła tu razem z młodym Stonefieldem, być może to on jest jedyną osobą, która potrafi wydobyć z niej dźwięk.
– Jedyną? – zapytał R23, marszcząc brwi w głębokim zamyśleniu.
Fuji skinął głową i kontynuował:
– Starożytne teksty mówią o „wybrańcu”, albo, w zależności od tłumaczenia, „źródle spokoju”. W jednej z antycznych legend natknąłem się na wzmiankę, że kolejne źródło może wytrysnąć dopiero, kiedy poprzednie wyschnie. Tłumacząc na język współczesny oznacza to mniej więcej, że muszla szuka nowego wybrańca dopiero po śmierci poprzedniego. A to z kolei oznaczałoby, że faktycznie po świecie chodzi tylko jedna osoba, która może wydobyć z niej dźwięk. Pozostaje tylko pytanie, na ile legenda współgra z rzeczywistością. Ale myślę, że śmiało możemy założyć, że jak w każdej legendzie jest w niej spore ziarnko prawdy.
Po tych słowach w gabinecie zapadła cisza. Chwila milczenia ciągnęła się i ciągnęła, choć tak naprawdę trwała najwyżej kilkanaście sekund. Giovanni poprawił się w fotelu, postukał palcami w jego oparcie, aż wreszcie zwrócił wzrok w stronę jednego ze swych agentów.
– B-R8, jesteś dziś wyjątkowo milczący. Nie skomentujesz tych wszystkich rewelacji?
– Za pozwoleniem, Sir – zaczął młody agent po chwili namysłu – jeśli założymy, że legendy faktycznie mówią prawdę i Stonefield jest… wybrańcem – wycedził z ironią – to bardzo nierozsądnie byłoby pozwolić mu zagrać na muszli. To oczywiste, że mając kontrolę nad Lugią, oboje uciekną stąd w okamgnieniu, zostawiając nam przy okazji niemały bałagan. Może i nie znam Stonefielda zbyt dobrze, ale na tyle, na ile go znam, nie sądzę, żeby chciał grzecznie robić to, o co go poprosimy.
– Słuszna uwaga, B-R8. – doktor Fuji popatrzył na niego, potakując lekko głową. – Na szczęście jednak mamy dość mocny argument, żeby go przekonać.
Naukowiec wyciągnął dłoń, wskazując na zdjęcie ciemnowłosej kobiety.
– Agencie B-R8, pozwól, że przedstawię – powiedział powoli i z pełnym spokojem. – Profesor Margot, utalentowana pani archeolog i badacz historii antycznej. A prywatnie – tu zawiesił na chwilę głos – matka naszego drogiego gościa, Samuela Stonefielda.
No tak! W głowie młodego agenta wszystko zaczęło układać się w spójną całość. To jego matka. Stąd to podobieństwo. B-R8 pokiwał lekko głową, jakby w ten sposób chciał dać upust nagłemu zrozumieniu, które gwałtownie wdarło się przez drzwi jego umysłu. Więc to był ich plan. Stonefield zrobi dokładnie to, co mu każą. Cokolwiek każą mu zrobić…
– I to by było na tyle, jeśli chodzi o pierwszą część planu – podsumował Fuji, krzyżując ręce na piersi. – Mówiąc krótko: odnajdujecie Ho-Oh, nasz wybraniec gra na muszli i zmusza Lugię do ataku, wy łapiecie Ho-Oh, a potem, dzięki połączonej mocy dwóch legendarnych Pokemonów, ja wyciągam Mewtwo z Master Balla. Teraz nie brzmi to już tak niewykonalnie, prawda? – Naukowiec uśmiechnął się, do końca nie wiadomo, czy złośliwie, czy tak po prostu i popatrzył w oczy obu siedzącym przed biurkiem agentom.
R23 odwzajemnił jego spojrzenie, równie nieustępliwe i nie mniej nachalne.
– A jeśli któryś z elementów mimo wszystko się nie powiedzie? – zapytał.
– To mamy jeszcze drugą część. – To mówiąc, Fuji wskazał na ostatnią fotografię. – Myślę, ba, jestem przekonany, że szanowny mistrz Kurt posiada cenną wiedzę na temat swojego największego wynalazku, Master Balla. Jestem pewien, że wie też, jak uwolnić z niego Pokemona wbrew jego woli.
– Dlatego właśnie kazałem go sprowadzić – odparł Giovanni. – Jednak z tego co wiem, mistrz Kurt nie zechciał się z nami tą wiedzą podzielić.
– To prawda, Sir – przytaknął zdecydowanie R23. – Osobiście nadzorowałem wszystkie jego… przesłuchania. Stary nie ugiął się, pomimo użycia na nim naszych najsilniejszych… argumentów.
B-R8 zmarszczył brwi. Nie musiał pytać. Wiedział doskonale, jakie argumenty wytacza Team Rocket przeciwko swoim gościom. Staruszek Kurt musiał przejść przez istne piekło.
– Zgadza się. – Fuji nieoczekiwanie podszedł bliżej i zwrócił się bezpośrednio do niego. – Dlatego właśnie poprosiłem o twoją obecność przy tej rozmowie, B-R8. Podobno jeden z twoich Pokemonów posiada unikalny talent. Talent, dzięki któremu możesz zajrzeć do czyjejś głowy i zabrać z niej to, czego potrzebujesz. Chodzą pogłoski, że właśnie w ten sposób zdobyłeś informację, gdzie szukać Mewtwo, mam rację?
Szlag! Skąd oni to wiedzą? Przecież B-R8 nie przyznawał się nikomu, co potrafi jego Misdreavus. To byłoby głupie i nierozważne. Musieli go śledzić… Jak mógł tego nie zauważyć? Trudno. Teraz nie pozostawało mu nic innego, jak tylko robić dobrą minę do złej gry. Przywdział pokerową twarz i skinął głową. Nie odważył się odezwać. Nie chciał, by głos zdradził jego zaskoczenie.
– Na chwilę obecną mistrz Kurt jest jeszcze zbyt słaby. Wciąż dochodzi do siebie po waszej… perswazji – powiedział Fuji, posyłając R23 nieprzyjemne spojrzenie. – Ale jak tylko poczuje się lepiej, poproszę agenta B-R8, żeby złożył mu wizytę razem ze swoją Misdreavus. To jak, B-R8, wspomożesz mnie w tej kwestii?
Chłopak przytaknął. Znowu się nie odezwał. Nie było po co. Zresztą, co niby miał wtedy odpowiedzieć? Miał jakiekolwiek inne wyjście?
Potrząsnął mocno głową, wracając do rzeczywistości. Zdał sobie sprawę, że nieświadomie przesuwa szklankę po barze, to w prawą, to w lewą stronę, zostawiając na granitowej ladzie błyszczący, mokry ślad. Nadal nikt nie zwracał na niego uwagi, jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś go obserwuje. Skoro Team Rocket tak łatwo przyczepił mu ogon wtedy, kiedy poszedł z misją wyciągnięcia ważnych informacji od dziewczyny, to dlaczego nie mieliby śledzić go nawet teraz? Widać nie był aż taki sprytny, za jakiego się uważał.
Odwrócił nieco głowę, ostrożnie zaglądając przez lewe ramię. Wtedy, idealnie wykorzystując ten moment, ktoś dosiadł się po jego prawej i pogodnym, zupełnie nie pasującym do tego miejsca tonem, zawołał:
– To samo poproszę!
Barman, bez cienia entuzjazmu, postawił na ladzie kolejną szklankę. B-R8 popatrzył na siedzącego obok mężczyznę i zagryzł zęby, ze wszystkich sił starając się nie wyglądać na zaskoczonego. Znali się. Powiedziałby nawet, że dość dobrze. Teraz jednak sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej i obaj panowie stali po zupełnie przeciwnych stronach barykady.
Mężczyzna przeczesał dłonią swoje krótkie włosy, czarne, z widocznymi tu i ówdzie śladami siwizny, po czym podniósł szklankę do ust. Wziął jeden, głęboki łyk i z grymasem na twarzy odstawił ją z powrotem na ladę. Grzbietem dłoni wytarł kilka kropel wody, które przypadkiem osiadły na jego starannie przystrzyżonych wąsach.
– Woda? Serio? Team Rocket płaci wam aż tak marnie?
– Generale Smith – B-R8 skłonił głowę z szacunkiem. Mogli grać w różnych drużynach, ale szacunek z pewnością mu się należał. Młody agent wiedział, że ten człowiek jeździł na koszmarnie trudne misje wojskowe, kiedy on sam srał jeszcze w pieluchy.
Mężczyzna spoważniał do reszty.
– Barreth – odwzajemnił powitanie. – A może teraz wolisz agencie B-R8?
Chłopak ciągle starał się nie zdradzić ze swoim zmieszaniem. Czy naprawdę wszyscy, do jasnej cholery, wszystko o nim wiedzą? To stawało się tak irytujące, że aż trudne do zniesienia. Nie da się jednak złamać, o nie! Zmusił się do spokojnego nabrania powietrza i podjął ryzykowną grę.
– Jak panu wygodniej, generale. Ze względu na starą znajomość muszę pana jednak uprzedzić, że jeśli przyszedł tu pan aby mnie aresztować, nie będę łatwym przeciwnikiem.
– Uwierz mi lub nie, ale nie zależy mi, żebyś następne kilkanaście lat spędził za kratami. A gdybym cię teraz aresztował, na pewno tak by się to skończyło. – Generał po raz drugi podniósł szklankę, ale zamiast z niej popić, szybko odstawił ją z powrotem, wzdychając ciężko. – Barreth, chłopie, co ty do licha robisz ze swoim życiem?
Barreth milczał. Na to pytanie nie miał żadnej odpowiedzi. Absolutnie żadnej. Co robi ze swoim życiem? Niszczy je? Marnuje? Naprawdę nie sądził, żeby cokolwiek dało się jeszcze bardziej zniszczyć i zmarnować. Nieważne co zrobi, nieważne ile narozrabia. I tak jest już z góry spisany na straty. Mógłby równie dobrze z miejsca podciąć sobie gardło. Gdyby nie jeszcze jedna sprawa, którą chciał załatwić, zanim zniknie na dobre. Sprawa, która napędzała go od wielu miesięcy.
– Co ten skurczybyk Giovanni ci obiecał? Widzę, że coś ci obiecał. Barreth, co jest dla ciebie aż tak ważne, że jesteś gotów pakować się w takie bagno, żeby to zdobyć?
– Wie pan, generale, jest taka jedna rzecz… – powiedział nieprzytomnie. Na jego ustach pojawił się dziwny, wykrzywiony uśmiech.
– Co ty pieprzysz? Szkoda mi ciebie. Co się z tobą stało?
– Może oszalałem? Może jestem obłąkany? A może zawsze taki byłem? – powiedział kpiąco chłopak, a dziwaczny uśmiech nie schodził z jego twarzy. – To byłoby nawet dość wygodne. Szaleńcy nie muszą się z niczego tłumaczyć.
– Kiedyś wrócisz do rozumu, wiem to. – Generał Smith pochylił się ku niemu, patrząc na niego z góry. Patrzył prosto w oczy, z taką pewnością, której nie sposób było się przeciwstawić. – A wtedy, masz moje słowo, że zrobię wszystko, żeby cię z tego bagna wyciągnąć.
Mężczyzna przesunął swoją szklankę po ladzie i stuknął nią w szklankę Barretha tak mocno, że duże krople wody poderwały się ku górze i rozchlapały na wszystkie strony.
– Do dna – mruknął nisko Smith i jednym haustem, nie odrywając wzroku od oczu Barretha, opróżnił swoje naczynie.
Chłopak podniósł swoją szklankę i również wychylił ją jednym duszkiem.
– Obiecaj mi tylko, że następnym razem kiedy się spotkamy to nie będzie woda – rzucił generał na odchodnym.
Barreth poczuł jego silną dłoń, klepiącą go po ramieniu, a zaraz potem po mężczyźnie nie zostało nic więcej, jak tylko pusta szklanka i wymięty banknot na ladzie.
 
***
 
Strona za stroną, kartka za kartką, Nathaly przedzierała się przez kolejne akapity niezbyt grubej książeczki. Kilka dni na morzu, w zamknięciu z modową elitą, która potrafi więcej wydać na jeden ciuch, niż Nathaly na całe swoje utrzymanie, wystarczyło, żeby zupełnie wyssać z niej cały entuzjazm. Na szczęście wczoraj przypadkiem natknęła się na małą, pokładową biblioteczkę i od tamtej pory podróż stała się nawet w miarę znośna. Nathaly nigdy nie była szczególnym fanem książek. Czytała raczej mało, a od teorii zawsze wolała praktykę. Ale teraz zajmująca lektura była idealnym pretekstem, żeby po prostu zamknąć się w swojej kajucie i zostawić całe to modowe szaleństwo za drzwiami.
Dziewczyna siedziała zaczytana, z wygodnie wyciągniętymi na łóżku nogami, a Raichu chrapała cicho, opierając łebek o jej kolana. Wtedy, jak niespodziewany sztorm nad spokojne wody, do kajuty wpadła Abby.
– Co robisz? – zawołała piskliwie, burząc ten idealny spokój, jak to tylko ona potrafiła najlepiej. – Jeszcze czytasz? To sobie przeczytaj.
To mówiąc, dziewczynka wskoczyła na łóżko przyjaciółki. Zajęczały sprężyny materaca. Zajęczała też Raichu, gwałtownie wybudzona ze snu przez niespodziewaną szarżę kipiącego energią, dziesięcioletniego ciałka. Abby, nic sobie nie robiąc z żadnego z tych jęków, podsunęła Nathaly pod nos zgiętą na cztery, śliską w dotyku ulotkę.
– Turniej pokazowy o tytuł Mistrza Koordynatorów Wysp Wirowych? – odczytała trenerka, pół szeptem, pół na głos. Zaraz potem odłożyła kartkę i spojrzała surowo na swoją młodszą towarzyszkę. – Abby?... Myślałam, że przygodę z pokazami skończyłaś już raz na zawsze?
– Ja? No jasne, że tak. Nie chce mi się bawić w jakieś wygibasy na scenie. Ale popatrzeć chyba możemy, co? Tym bardziej, że jutro rano i tak dopłyniemy do Wysp Wirowych, a przerwa na czas konkursu jest wliczona w planowaną długość trwania rejsu. No co? Tak jest napisane na ulotce. Też umiem czytać, co nie?
Nathaly odetchnęła głęboko i raz jeszcze przebiegła wzrokiem po kolorowej karteczce.
– Faktycznie. No dobra, popatrzeć możemy. A teraz, jeśli byłabyś tak miła, złaź proszę z mojego łóżka. Chcę jeszcze trochę poczytać.
– No dobra już, dobra. – Abby zgramoliła się niezgrabnie, ściągając za sobą na podłogę połowę pościeli. – Ale jak będziesz tyle czytać, to ci litery zaczną uszami wychodzić, wiedziałaś? – pisnęła na koniec, po czym wybiegła robić zamieszanie gdzieś indziej, trzaskając za sobą drzwiami.

8 komentarzy:

  1. Nowy rozdział <3 <3 <3 Ależ on umilił mi wczorajszy wieczór :D
    Widzę, że zespół R stawia coraz bardziej zdecydowane kroki i zbliżamy się do najważniejszych wydarzeń. Jestem ciekawa jak będzie reagował Sam, gdy to on znajdzie się w centrum akcji i knowań naszych antagonistów. I jestem też ciekawa co też ten Barreth ma naobiecywane :D
    Boję się również o Kurta :C Mam nadzieję, że go nie uśmiercisz! Wszak to taki miły staruszek.
    Mało mi za to było Nathaly i Abby, stęskniłam się za nimi i mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale to nadrobisz. Zwłaszcza, że zbliża się konkurs, a ja jestem fanką konkursów <3 Może nieoczekiwanie pojawią się Ben i Ann? Za nimi też tęsknię i to baaaardzooo <3

    Pozdrawiam

    Annetti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak wgl, jak Ci się podoba idea tegoż filmu: POKÉMON Detective Pikachu :D

      Annetti

      Usuń
    2. OhMyFuc*in'Arceus!!! Co to jest? O.O Ludzie, kto im sprzedał licencję na Pokemony? ;D Właśnie obejrzałam zwiastun. Ten głos Pikachu... No nie mogę. Z ciekawości chyba bym to obejrzała, ale nie jestem pewna, czy moje wierne klasycznym Pokemonom serce by wytrzymało do końca seansu. W zeszłym tygodniu oglądałam ten film o alternatywnej historii Asha - Pokemon: I Choose You i wydawał mi się taki, no nie wiem, o niczym. *SPOILER!* Nawet scena z uwolnieniem Butterfree, na której w anime wszyscy zawsze ryczeli jak bobry, tam była taka jakaś bez polotu pokazana i w ogóle... *KONIEC SPOILERA* Także ciekawa jestem co z tego Pika-Sherlocka będzie. Jak na pierwsze wrażenie, to szału mi nie robi. Był kiedyś taki fanowski, fejkowy zwiastun na YT, coś w stylu Pokemon the real movie (pewnie widziałaś). I chociaż tam Pokemony wyglądały jak zombie, to i tak ten teraz zwiastun się do tamtego nie umywa, chociażby fabularnie. A co z tego będzie, to chyba i tak musimy poczekać pół roku, aż wyjdzie film, żeby się przekonać ;)

      Usuń
  2. Hejka! Jakoś tak mi się zdawało że Berecik Barresik dołączy do tr.
    Wyjaśniło się kto miał Misdreavusa, fajnie. Ciekawe jak akcja się dalej potoczy. Sam w więzieniu rakietek, ciekawe czy otworzą kulę Mewtwo, miejmy nadzieję że nie. Co do pisania, zajrzyj na mego skromnego bloga, jakbyś nie miała linka to
    pokemondziwnahistoria.blogspot.com
    Next będzie kiedyśtam. Muszę mieć wenę. Pomysł na rozdzialik jest, ale wena,
    Do nexta myślę, jak coś czytam od początku ale jakoś chęci na komentarze nie było. Pka też czytałem za czasów onetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Tak się składa, że znam Twojego bloga, czytałam i zaglądam co jakiś czas w poszukiwaniu nowości. Nawet się czasem zastanawiam, czy Noise'owie to nie jest jakaś rodzina Abby, wkońcu to samo nazwisko ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Rozdział poświęcony Zespołowi R. Wyjaśniło się parę rzeczy i do akcji wkracza Ho-Oh, jedna z bardziej ciekawych legend. Czekam na konkurs, być może pojawi się Ben??? Kto to wie :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) Z konkursem prawdopodobnie odpalimy już dziś. Miałam dać rozdział już wczoraj, ale laptop odmówił współpracy. Ech, technika... Ale ja też coś bym poczytała, więc bierz się tam do roboty ;)

      Usuń
  4. O nowa postać. Barreth wydaje się ciekawy. Czekam na dalszy rozwój akcji z nim. Może uratuje biednego Sama. Kolejna postać i coś czuję, że przygoda z Johto będzie dłuższa niż Kantor. Coraz więcej wątków, postaci. Niby wszystko wokół Ligii, a tu jeszcze sale do pokonania i srebrna liga.
    Biorę się za następny rozdział

    OdpowiedzUsuń