33. On the crime scene


                Ekskluzywny wycieczkowiec Santa Lucia bujał się delikatnie w rytm docierających do wybrzeża, spokojnych fal. Na pokładzie nie było nikogo, oprócz podstawowej załogi i kilku co bardziej leniwych pasażerów, którym nie chciało się wyjść na brzeg nawet po to, by obejrzeć dzisiejsze pokazy. Pogoda na Wyspie Północnego Wiatru, jednej z największych wysp Archipelagu Wirowego, była wręcz bajeczna. Przepiękne słońce prażyło niczym w lipcu, aż trudno było uwierzyć, że w Johto panowała już jesień. O ile tutejsi przywykli do niemal całorocznych upałów, o tyle dla turystów odrobina lata u progu października była miłą odmianą. Na tyle miłą, że blisko trzy tysiące osób ochoczo zebrało się tego pięknego popołudnia w konkursowym namiocie, by podziwiać koordynatorskie popisy. A wśród tych trzech tysięcy nie zabrakło oczywiście Abby i Nathaly.
                Ta pierwsza przebierała z podekscytowania nogami, trąc kolanem o kolano, czym niezmiernie denerwowała siedzącą przed nią, pulchną panią, która co i raz dostawała z kościstych kolan dziewczynki niezamierzonego kuksańca. Druga siedziała spokojnie, trzymając Raichu na kolanach i delektując się pierwszymi chwilami bez bujania i falowania po niemal tygodniu morskiej przeprawy. Nathaly była tym bardziej zadowolona, że miała przed sobą wizję nie tylko popołudnia, ale i nocy spędzonej na stałym lądzie. Konkurs składał się bowiem, jak większość koordynatorskich imprez, z dwóch etapów, z których pierwszy odbywał się dziś po południu, a kolejny miał się odbyć dopiero następnego dnia. Z początku Nathaly dziwiła się trochę, dlaczego plan ich rejsu zakładał aż dwudniową przerwę, poświęcając cenny czas żeglugi kosztem koordynatorskiego konkursu, ale wraz z rozpoczęciem pokazów jej zdziwienie zniknęło niczym poranna mgła. Okazało się, że w akompaniamencie oklasków rozpoczynających imprezę, zamiast znanej wszystkim fanom konkursów, uśmiechniętej konferansjerki, na scenie pojawił się wysoki, szczupły jegomość o długich ramionach, na których powiewał narzucony niedbale, granatowy płaszcz. Mężczyzna poprawił dopasowaną, elegancką kamizelkę, którą również miał na sobie, pogładził sterczącą bródkę i oficjalnie otworzył zawody. Wtedy Nathaly zrozumiała, dlaczego nie mogli popłynąć dalej, dopóki trwał konkurs. Nie mogli, bo w roli konferansjera występował tu nie kto inny, jak sam Marcus Rodelie, właściciel Santa Lucii i modowy guru, o którym sporo się nasłuchała w ciągu ostatnich kilku dni. Trzeba dodać, że były to opinie wyłącznie pochlebne, bo cały rejs Santa Lucią przebiegał w atmosferze ogólnego uwielbienia i niekończącego się podziwu dla niezwykłego talentu tego człowieka. Nathaly nie widziała w nim i w jego dziwacznych projektach żadnego wielkiego talentu, ale rozważnie zachowywała tę opinię dla siebie, bo, po pierwsze, reszta pasażerów na pewno zlinczowałaby ją za takie bluźnierstwo, a po drugie miała świadomość, że sama ni w ząb nie zna się na modzie. Kto wie, może te satynowe wory z porozdzieranymi rękawami i kokardami w miejscach, o których normalnie ubierający się człowiek nawet by nie pomyślał, faktycznie są najnowszym krzykiem mody?
Nathaly nie zamierzała się w to zagłębiać. Zamiast tego wolała po prostu cieszyć się chwilą oddechu od morskiej podróży i podziwiać koordynatorskie występy. A trzeba było przyznać, że przez scenę przewinęło się kilka całkiem niezłych perełek. Nathaly już w połowie konkursu upatrzyła sobie swoją faworytkę. Kiedy ze sceny zbiegł piegowaty chłopak, który mimo szczerych chęci nie do końca potrafił podkreślić atuty swojego Onixa, jego miejsce zajęła delikatna dziewczyna, na oko trzynasto- albo czternastolatka. Pewnym siebie gestem poprawiła gęste, związane na czubku głowy, wypłowiało-rude włosy i przywołała na porcelanową twarzyczkę szeroki, szczery uśmiech.
– Flaaffy, pora zabłysnąć! – krzyknęła śmiało, podrzucając Pokeball wysoko ponad głowę.
Pokemon zmaterializował się jeszcze zanim zdążył opaść na scenę. Wyglądał jak bladoróżowa, świeżo ostrzyżona owca w puchatym, wełnianym kołnierzu i czapie. Długi, silny, pasiasty ogon stworka, wieńczyła błyszcząca kula o przepięknym odcieniu szmaragdowej zieleni. Na szyi owieczki połyskiwał okrągły wisiorek na srebrnym łańcuszku. Nathaly widywała już bardzo zadbane Pokemony, ale ten tutaj bił na głowę wszystkie odsłony koordynatorskiej estetyki, z jakimi się do tej pory spotkała. Byli jak z obrazka, i Flaaffy i jego trenerka. Nathaly wiedziała jednak doskonale, że samym wyglądem nikt jeszcze pokazów nie wygrał. Nie chcąc robić niepotrzebnego zamieszania na trybunach, ostrożnie sięgnęła po plecak i wyjęła z niego Pokedex, skanując przygotowującego się do występu Pokemona.
Flaaffy, Pokemon elektryczny. Flaaffy magazynuje energię elektryczną w wełnie porastającej jego głowę i kark. Aby zapobiec porażeniu się własnymi atakami, gatunek ten wykształcił specjalny rodzaj skóry, który ma właściwości izolujące porównywalne do gumy.
Typ elektryczny, super! – szepnęła Nathaly, prosto do ucha Raichu.
Tymczasem występ Flaaffy’ego już się zaczynał.
– Świetlisty Ekran! Wiesz co robić!
Stworek zamachał łapkami, a w jednej chwili tuż przed nim pojawiła się kwadratowa, szklana płyta, wysoka prawie na metr. Na tym jednak popis Flaaffy’ego się nie skończył. Różowe łapki machały jak szalone, tworząc jedną przezroczystą taflę za drugą, tak długo, aż na scenie stanęła wysoka, smukła, szklana wieża. Po widowni przebiegł cichy pomruk podziwu. Jednak prawdziwe show miało się dopiero zacząć.
– Dalej, Flaaffy, Elektro Fala! – zawołała koordynatorka.
Pokemon nastroszył swój wełniany kołnierz, aby zaraz potem uwolnić z niego fale błękitnej elektryczności, które momentalnie otoczyły szklaną wieżę, podskakując i iskrząc u jej podstawy.
– Taniec Deszczu! – padło kolejne polecenie.
Flaaffy zabeczał przeciągle, wskakując na najwyższe piętro stworzonej przez siebie budowli. Nad sceną momentalnie zebrały się małe, ciemne chmurki, z których lunęła miniaturowa wersja jesiennej ulewy.
– Kończymy to! Klejnot Mocy!
Ledwie głos koordynatorki ucichł, sylwetka jej podopiecznego zniknęła w zielonkawym blasku, a słup silnego, zielonego światła rozszedł się na prawo i lewo, powoli skanując scenę i trybuny, niczym ogromny reflektor. Widzowie oniemieli. Dopiero po chwili zagrzmiała burza oklasków, idealnie dopełniając całość występu. Nathaly nie mogła wyjść z podziwu. Oto miała przed sobą szklaną latarnię morską, która oświetlała drogę zbłąkanym okrętom, podczas gdy nad skwierczącym morzem błękitnej elektryczności panował miniaturowy sztorm. Widok jeszcze przez chwilę cieszył oczy obserwatorów, po czym skutki wszystkich ataków powoli minęły, zupełnie jak mija prawdziwa ulewa. A kiedy na scenie został już tylko Flaaffy i jego trenerka, podekscytowany głos Marcusa Rodelie zawołał zza kulis:
– Drodzy państwo, oto właśnie cała Mia! Ogromny koordynatorski talent! Brawa! Wielkie brawa dla niej i dla Flaaffy’ego! Który koordynator nie chciałby mieć u boku takiego partnera?!=
Nathaly biła brawo co sił w dłoniach. Należało się. Ta cała Mia naprawdę wiedziała co robi. Musiała znaleźć się w drugiej rundzie, po prostu musiała. Nathaly była tego absolutnie pewna. I nie pomyliła się ani odrobinę. Jej faworytka, nie dość, że znalazła się w półfinałowej czwórce, to jeszcze została z wszystkich półfinalistów najwyżej wypunktowana. A znając już próbkę jej talentu, od tamtej chwili Nathaly była też pewna kolejnej rzeczy – następnego dnia będzie się działo. Oj będzie...
 
***


– Ale jak to? Odwołali drugą rundę?! – Abby naburmuszyła się nie na żarty, kiedy, po długim oczekiwaniu przed wejściem do konkursowego namiotu, któryś z widzów wreszcie przekazał im przykrą informację.
– To wy nic nie wiecie? – zapytał zdziwiony chłopak. – Od rana cała wyspa o tym huczy!
– Pewnie byłybyśmy lepiej zorientowane, gdyby niektóre z nas nie wylegiwały się w łóżku prawie do dziesiątej. – Nathaly spojrzała na Abby karcąco. – Nawet śniadania nie zdążyłyśmy zjeść. Gdybyśmy przynajmniej miały czas zahaczyć o stołówkę, na pewno coś by do nas dotarło… No dobrze, ale dlaczego właściwie odwołali półfinały?
Chłopak zrobił wielkie oczy i pochylił się ku Nathaly i Abby. W jego nakręconym głosie od razu dało się wychwycić wrodzone zamiłowanie do plotkowania.
– Dziś rano w Centrum było włamanie. Ktoś ukradł Pokemony dwójki uczestników. Podobno jedną z okradzionych jest ta Mia. Ta, której wczoraj tak świetnie poszło. Organizatorzy zdecydowali się odroczyć drugą rundę do czasu, aż sprawa się nie wyjaśni.
– Złodzieje? Naprawdę? – Przestraszona Abby odruchowo sięgnęła ręką do tyłu i wymacała w plecaku, czy jej Pokeballe są na miejscu. Na szczęście wszystkie cztery leżały bezpiecznie tam, gdzie zwykle, na samym dnie plecakowego chaosu. – I nie będzie pokazów?... Nath, to co teraz zrobimy?
– Tutaj raczej niewiele. Chodź, zobaczymy, czy siostrze Joy zostało jeszcze coś ze śniadania. A przy okazji może dowiemy się od niej czegoś więcej – zaproponowała Nathaly.
I tak też zrobiły.
Szybko się jednak okazało, że dziewczyny nie mają co liczyć ani na śniadanie, ani na żadne bardziej konkretne informacje. Ledwie weszły do obszernej poczekalni, która w porach posiłków pełniła jednocześnie rolę stołówki, uderzyła je fala szumu, plotek i domysłów na temat porannego zdarzenia. I choć o włamaniu mówili niemal wszyscy, to jedyna osoba, od której mogły usłyszeć coś w miarę rzetelnego, była akurat nieosiągalna. Siostra Joy stała co prawda, jak zwykle, za swoją ladą, ale kawałek dalej, na ladzie właśnie, stała też tabliczka, głosząca: RECEPCJA CHWILOWO NIECZYNNA, PRZEPRASZAMY. Pielęgniarka wyglądała na przejętą. Nic dziwnego. Chyba każdy byłby przejęty, gdyby właśnie przesłuchiwała go policja. Wysoki, szczupły funkcjonariusz w służbowym mundurze opierał się o blat, co jakiś czas zapisując coś w swoim notesie.
Nathaly wiedziała doskonale, że w tej chwili od siostry Joy nie dowiedzą się niczego. A rosnąca z każdą kolejną minutą kolejka gości i trenerów, która wiła się wzdłuż lady, sugerowała wyraźnie, że i przez następną godzinę raczej sobie nie pogadają.
– Chyba nie ma sensu tu czekać – stwierdziła w końcu, nie znajdując żadnego rozsądnego wyjścia z sytuacji. – Wiesz co? Masz tu piątaka. Tam, pod ścianą, widziałam chyba automat z kanapkami. Na razie to musi nam wystarczyć. A ja w tym czasie pójdę już do pokoju i zaparzę jakąś herbatę. Po śniadaniu pomyślimy co dalej. Na głodniaka i tak zbyt wiele nie wymyślimy.
Abby skinęła ochoczo głową i wyciągnęła drobną dłoń po monetę. Nathaly położyła ją z pewnym wahaniem.
– Tylko, Abby, proszę cię, kanapki. Nie delicje truskawkowe, tak jak ostatnim razem.
– Jasne, że kanapki – fuknęła urażonym tonem dziewczynka. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie, dodając cicho pod nosem: – Przecież w tych automatach w ogóle nie ma słodyczy. Nawet głupich batonów proteinowych…
Na szczęście dla swoich spokojnych nerwów, tego ostatniego Nathaly już nie usłyszała.
Ruszyła do pokoju, a Raichu dziarsko podreptywała to z jednej, to z drugiej strony, przeskakując po dwa, a nawet po trzy schody na raz. Tutejsze Centrum było dość spore. Musiało być. Ze względu na odbywające się co roku pokazy, na wyspie potrzebne było solidne zaplecze medyczne i noclegowe. Budynek liczył sobie aż trzy piętra, połączone od góry do dołu szeroką klatką schodową. Z tego, co Nathaly zdążyła zaobserwować, cały parter, oprócz wielkiej poczekalnio-stołówki przy wejściu, zajmowała lecznica, a pozostałe dwie kondygnacje przeznaczono na pokoje dla gości. Dyżur w budynku pełniły zawsze dwie pielęgniarki – jedna zajmowała się Pokemonami w lecznicy, a druga dyżurowała za ladą w poczekalni. Pomagało im oczywiście stadko zaradnych Chansey, dzięki którym wszystko szło o wiele sprawniej.
Dziewczynom przypadł pokój na samej górze, tuż przy klatce schodowej. Nathaly już trzymała w dłoni mały, złoty kluczyk z okrągłą zawieszką, ale zanim dotarła na drugie piętro, coś, co działo się na pierwszym, od razu przykuło jej uwagę. Pod drzwiami z numerem osiem stała jakaś dziewczyna, uparcie dobijając się do środka. Miała na sobie obcisłą spódniczkę, a krótka, czarna bluzka odsłaniała zgrabny, wyćwiczony brzuch. Ogólnie cała wyglądała na zwinną i wysportowaną. Pierwszą jednak rzeczą, która przyciągała wzrok, kiedy się na tę dziewczynę spojrzało, była gęsta czupryna w wesołym, żywo zielonym kolorze.
Nieznajoma sprawiała wrażenie osoby zadziornej. Tym bardziej, że stukała w drzwi z takim zapałem, jakby za chwilę miała je wyważyć. Ciekawość Nathaly nie pozwoliła jej przejść obok tej sceny obojętnie.
– Hej! Co ci te drzwi przeskrobały, że je tak maltretujesz? – zawołała, podchodząc kilka kroków bliżej.
Ledwie się odezwała, para bystrych, brązowych oczu zwróciła się w jej kierunku. Nieznajoma zmarszczyła brwi i energicznie zdmuchnęła z czoła pojedynczy, zielony kosmyk włosów, który pałętał się w bardzo niefortunnym miejscu, łaskocząc ją po nosie.
– Ty… do mnie mówisz? – zapytała po chwili, wskazując na siebie palcem.
– No raczej nie ma tu nikogo innego, a sama ze sobą rozmawiać nie mam w zwyczaju. Wiesz, że rano było tu włamanie? Jak będziesz się tak dobijać do pokoi, to policja może się tobą zainteresować.
– Myślę, że policja interesuje się mną już wystarczająco. Tak samo zresztą, jak ja policją.
– Nie rozumiem? – mruknęła Nathaly, a jej mina idealnie potwierdziła, jak bardzo zbita z tropu się poczuła.
Zielonowłosa dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko i energicznie wyciągnęła do Nathaly rękę. Musiała dobijać się do drzwi już dość długo, bo dłoń miała całą zaczerwienioną i nawet trochę otartą.
– Jennefair Cuff, kadetka szkoły policyjnej w Cianwood City. To znaczy, przyszła kadetka, mam nadzieję. Na razie jestem na okresie próbnym, ale na posterunku w Cianwood było dziś trochę cienko z ludźmi, więc nasz inspektor zabrał mnie i parę moich kolegów do pomocy w rozwiązaniu sprawy porannej kradzieży.
– A, więc to tak. – Nathaly pokiwała głową. – Ale… skoro przysyła cię policja, to dlaczego ci tutaj nie chcą cię wpuścić do środka? Czyj to w ogóle pokój?
– Z tego, co mówiła siostra Joy, w ósemce zatrzymali się Mia i Cesar, dwoje koordynatorów, których Pokemony skradziono dziś rano.
– Co? Przecież jeśli ich okradziono, to powinni sami zgłosić się na policję. To dziwne, że nie chcą cię wpuścić – powiedziała Nathaly, a Jennefair tylko wstrząsnęła ramionami. – A może ich tam po prostu nie ma?
– Ktoś na pewno jest w środku. Słyszałam czyjeś kroki. Były w miarę lekkie, więc obstawiam, że to raczej ta cała Mia.
– W takim razie… – Nathaly zamyśliła się na dłuższą chwilę. – Wiesz co, Jennefair? Chyba spróbuję porozmawiać z nią jak trenerka z trenerką.
– To może być trudne, jeśli w ogóle nie zamierza otworzyć – westchnęła druga z dziewczyn.
– Zostaw to mnie. Mam pewien pomysł…
Nathaly szybko wyjęła z plecaka Pokedex i zmierzyła palcami jego grubość. Potem pochyliła się nieco i uważnie przyjrzała się szczelinie pod drzwiami numer osiem.
– Idealnie – bąknęła pod nosem. – Przepraszam Raichu, ale będę musiała cię trochę wrobić.
– Rai? – pisnął pytająco stworek.
– Głośniej – szepnęła trenerka, wskazując na wejście do pokoju.
– Rai rai?
– Jeszcze głośniej.
– Rai! Chu, rai? – pisnęła donośnie Raichu, stając pod samymi drzwiami.
– Idealnie – szepnęła Nathaly, po czym sama także podniosła głos: – Raichu, co robisz? Oddawaj to w tej chwili!
Zdezorientowany Pokemon popatrzył na swoją trenerkę, kiedy ta zamachnęła się lekko i wepchnęła Pokedex prosto w szczelinę pod drzwiami.
– Trzy, dwa, jeden… – odliczyła Nathaly półgłosem, po czym lekko zapukała w drewnianą futrynę. – Yyy… przepraszam? Jest tam kto?
Tak jak się spodziewała, drzwi uchyliły się lekko już po kilku sekundach. A zza nich, czego Nathaly również się spodziewała, wychynęła nastolatka o porcelanowej buzi, trzymając w dłoni jej Pokedex.
– Ty jesteś Nathaly? – zapytała, zerkając to na swojego gościa, to na wyświetlacz urządzenia, które pokazywało właśnie podstawowe dane, łącznie ze zdjęciem swojej właścicielki.
Nathaly skinęła głową.
– Tak, to ja. A to moja koleżanka. – odparła, wskazując dłonią na Jennefair.
– Cześć, jestem Jenn. A ty Mia, prawda?
– Skąd wiesz?
– Widziałyśmy wczoraj twój występ. Był naprawdę genialny –wyjaśniła szybko Nathaly.
– No tak, pokazy. – Mia wyraźnie posmutniała na wspomnienie o konkursie. Szybko zmieniła temat. – W każdym razie, to chyba należy do ciebie.
– Dziękuję. – Nathaly uśmiechnęła się przyjaźnie i wzięła Pokedex z wyciągniętej dłoni koordynatorki. – Moja Raichu jest naprawdę kochana, ale czasem aż za bardzo trzymają jej się żarty.
– Rai rai? – pisnął stworek, nie do końca wiedząc, czy w tej sytuacji wypada się obrażać.
– Rozumiem. Niektóre Pokemony takie są… – Mia westchnęła ciężko.
– Tak… – Nathaly również odetchnęła ciężko. – Słyszałam, że dziś rano spotkało cię coś przykrego. Czy już coś wiadomo?
Koordynatorka pokręciła głową z wyrazem nieopisanego smutku na twarzy.
– Jeszcze nic. Zresztą, szkoda gadać…
– A może my możemy jakoś pomóc? – zapytała szybko Jennefair.
– Nie wiem. Sama już nie wiem, co robić. Ale… no dobrze, wejdźcie do środka. Nie będziemy tak przecież rozmawiać przez próg.
Dziewczyny weszły do pokoju, a razem z nimi Raichu, która postanowiła się jednak nie dąsać na swoją trenerkę za ten mały przekręt. W końcu zostały w puszczone, a o to przecież chodziło. Wnętrze było dość przytulne, jak zresztą wszystkie pokoje w tutejszym Centrum. Nathaly szybko uświadomiła sobie, że pomieszczenie wygląda niemal identycznie jak to, w którym zatrzymała się ona i Abby. Dwa łóżka pod przeciwnymi ścianami rozdzielała długa, pakowna komoda, nad którą otwierało się na świat szerokie, dwuskrzydłowe okno. Oprócz tego mebli nie było zbyt wiele. Tylko mały, wąski stoliczek, wciśnięty pod ścianą tuż obok drzwi wejściowych i skromny żyrandol, wiszący pod samym sufitem.
– Proszę, siadajcie – zaproponowała Mia, wskazując na jedno z łóżek.
Oba były starannie posłane i tylko na jednym leżało kilka typowo dziewczyńskich rzeczy: szczotka do włosów, jakieś spinki i magazyn dla nastolatek. Nathaly i Jenn usiadły na drugim łóżku i popatrzyły po sobie, jakby chciały bez słów naradzić się, co dalej mówić.
– No a… rozmawiałaś może o tej sprawie z policją? – zaczęła wreszcie Jenn, starając się, by jej głos był na tyle delikatny i współczujący, na ile to tylko możliwe.
– Z policją? – tamta zaśmiała się gorzko. – Daj spokój, mam ich już po dziurki w nosie. Myślałam, że przyjdą tu, zbiorą odciski palców, nie wiem… cokolwiek. A oni co? Przysyłają do mnie jakieś dzieciaki, niewiele starsze ode mnie. I to ma być profesjonalne podejście? No naprawdę, bardzo dziękuję!
– Tak… – Jenn odchrząknęła, próbując ukryć niezręczność tej sytuacji. – Ale wiesz, oni jednak chcą pomóc.
– Mam w gdzieś taką pomoc. Zresztą, obiecałam sobie, że nie wpuszczę tu już żadnego z tych niby funkcjonariuszy – oświadczyła twardo Mia, robiąc palcami w powietrzu znak cudzysłowu.
– Wiesz, rozumiem cię. – Nathaly pokiwała głową. – Też jestem trenerką i wiem, jak bym się czuła, gdyby chodziło o jednego z moich Pokemonów. I obiecuję ci, że zrobię wszystko, żeby pomóc ci odzyskać twojego.
– Ja też – zawołała dziarsko Jenn. – Tylko musisz nam w tym trochę pomóc. Powiedzieć, jak to się w ogóle stało. Może coś zauważyłaś, coś dziwnego?
Mia przetarła dłońmi zmęczoną twarz i dała sobie chwilę na zebranie myśli.
– Dziwnego? Nie, chyba nie. Było raczej tak jak zwykle. Codziennie przed śniadaniem wychodzę na dobre pół godziny, żeby trochę pobiegać. Czasami towarzyszy mi Flaaffy, ale dzisiaj postanowiłam, że dam mu trochę odpoczął. W końcu wczoraj świetnie się spisał. Chciałam, żeby dobrze wypoczął przed dzisiejszymi finałami. Kiedy wychodziłam, zostawiłam jego Pokeball na komodzie. Cesar jeszcze spał, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać.
– Ten Cesar to jakiś twój przyjaciel? – zapytała Jenn, marszcząc brwi w zamyśleniu.
– Można tak powiedzieć. Od paru miesięcy podróżujemy razem. On też jest koordynatorem. Wspólnie trenujemy. Ale wczoraj trochę mu nie poszło.
– Cesar, Cesar… – Nathaly podrapała się po głowie. – Chyba go pamiętam. To taki blondyn? Występował wczoraj z Houndourem?
Mia skinęła głową.
– No dobrze, co było dalej? – dopytywała wytrwale Jenn.
– Pobiegałam trochę po parku i wróciłam do Centrum. Kiedy otworzyłam drzwi troszkę się wystraszyłam, bo coś strasznie huknęło, ale zaraz się okazało, że to tylko moja szczotka – dziewczyna odruchowo wzięła do ręki leżącą na łóżku szczotkę i zaczęła nerwowo miętosić ją w dłoniach. – Kiedy wychodziłam, przypadkowo zabrałam ją ze sobą, więc cofnęłam się, żeby ją zostawić. Wepchnęłam ją na stolik przez uchylone drzwi, żeby nie robić za dużo hałasu. Musiała leżeć za blisko brzegu, a kiedy wracałam, pewnie zahaczyłam o nią drzwiami i spadła na podłogę. Pomyślałam, że ten harmider na pewno obudził Cesara, więc chciałam czym prędzej wejść do środka, żeby go uspokoić, że to tylko ja wróciłam z joggingu. Ale Cesar leżał na podłodze. Całe czoło miał we krwi. Byłam przerażona. Pobiegłam po siostrę Joy, która jakoś go docuciła, a wtedy Cesar powiedział nam, że ktoś przyszedł do naszego pokoju i uderzył go w głowę. Przejrzałam szybko swoje rzeczy. Nic więcej nie zginęło, poza Pokeballem Flaaffy’ego. Potem okazało się, że Balla Houndoura też nie ma. Siostra Joy wezwała policję, a Cesara zabrała na dół, żeby opatrzyć mu głowę i na obserwację. Mam nadzieję, że szybko go wypuści. Musimy przecież szukać naszych Pokemonów.
– To jasne – powiedziała zdecydowanie Jenn. – A tutaj, w pokoju, nie zauważyłaś nic dziwnego? Jak to wyglądało, kiedy wróciłaś?
– Normalnie. Oprócz tego, że Cesar leżał na podłodze, a okno było otwarte. Pamiętam, że kiedy wychodziłam, było całkiem zamknięte.
– Pokaż mi to – poprosiła Jennefair, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do okna.
– Co mam ci pokazać?
– Pokaż, jak okno było otwarte.
Koordynatorka pomyślała przez chwilę, aż wreszcie zamknęła prawe skrzydło okna, lewe zostawiając rozpostarte na oścież.
– O ile dobrze pamiętam, to było jakoś tak – powiedziała niepewnie.
Jenn tylko mruknęła pod nosem.
W tej samej chwili drzwi do pokoju otworzyły się z rozmachem i do środka wszedł niewysoki chłopak z zabandażowaną głową i stroskaną miną.
– Mia! Jak się trzymasz? – zawołał już na wejściu.
– Cesar! Wreszcie siostra Joy cię wypuściła!
– Taa, w końcu. Chociaż w głowie jeszcze trochę mi szumi, ale przekonałem ją, że nie mogę już dłużej marnować czasu. To co, idziemy ich szukać? A… to kto?
Chłopak popatrzył kolejno na wszystkie dziewczyny, jakby dopiero zdał sobie sprawę, że mają w pokoju jakichś gości.
– To są Jenn i Nathaly. One też są trenerkami. Zaproponowały, że pomogą znaleźć nasze Pokemony.
– Świetnie, im nas więcej, tym lepiej – ucieszył się Cesar. – To co, idziemy?
– Chwila, chwila. – Jenn stanowczo pohamowała jego zapał. – Rozumiem, że chcesz jak najszybciej ruszyć swojemu Houndourowi z pomocą, ale może najpierw opowiesz nam, co tu się właściwie stało.
– A co tu dużo opowiadać? Obudziłem się, ubrałem. Mii nie było. Od razu wiedziałem, że poszła pobiegać. Pokręciłem się trochę po pokoju, przeanalizowałem swój wczorajszy występ. No i wtedy ktoś zapukał do drzwi. Pomyślałem, że to Mia, więc szybko otworzyłem. Ale do środka wszedł jakiś facet. Popchnął mnie, a potem uderzył czymś w głowę. Nic więcej nie pamiętam. Dopiero kiedy się ocknąłem, zauważyłem, że nie ma Houndoura. Ten ktoś musiał go zabrać.
– A pamiętasz może jak on wyglądał? – zapytała Nathaly.
– Nie bardzo. Był wysoki. W płaszczu… chyba. Nie było czasu się przyjrzeć. Zresztą, policja już mnie o to wypytywała. Tracimy tylko czas. Idziemy, czy nie?
– Idziemy! – Mia poderwała się zdecydowanie z miejsca. Szczotka, którą do tej pory trzymała na kolanach, spadła z trzaskiem na ziemię. – Znowu? – jęknęła, kompletnie załamana. – Przez to wszystko jestem tak strasznie rozkojarzona…
– Nic się nie martw. – Cesar podniósł szczotkę i delikatnie pogładził przyjaciółkę po plecach. – Zobaczysz, znajdziemy je. Wrócą do nas całe i zdrowe.
 

***
 

– Gdzieś ty była tyle czasu?!
Naburmuszona buzia Abby była pierwszym, co Nathaly zobaczyła po powrocie do swojego pokoju. Buzia, choć daleka od zadowolenia, to jednak miała w swoim wyglądzie coś słodkiego. Konkretnie były to rozmazane na policzkach, czekoladowe ślady.
– Mało brakowało, a nie zostawiłabym ci ani jednej kanapki!
– Ale widzę, że jednak zostawiłaś… jedną – odparła spokojne Nathaly, zaglądając do środka kanapki z podejrzliwym wyrazem twarzy. – Krem czekoladowy? Abby?
– To się nazywa kompromis – powiedziała beztrosko dziewczynka, z impetem rzucając się na swoje łóżko.
– Gdzie ty tu widzisz kompromis?
– To proste. Zakazałaś mi kupować słodyczy, tak? A to są kanapki z kremem czekoladowym o smaku orzechowym. Orzechy, o ile wiem, są przecież zdrowe. W takim razie co to jest, jeśli nie kompromis? Ale za to zrobiłam ci herbatę.
Nathaly przewróciła oczami, kiedy zadowolona z siebie Abby wcisnęła jej w dłonie kubek z lekko już przestudzoną herbatą. Co było robić? Usiadła na łóżku i odłamała kawałek kanapki dla Raichu, po czym obie zabrały się za jedzenie. Nie minęło nawet kilka minut, a od strony drzwi rozległo się czyjeś nerwowe pukanie.
– Nie otwieraj – pisnęła Abby przestraszonym głosem. – Może to złodziej?
Nathaly popatrzyła na przyjaciółkę nieco sceptycznie, chociaż w pierwszej chwili pomyślała dokładnie o tym samym. Nie chcąc się jednak do tego przyznawać, podeszła powoli do drzwi i ostrożne uchyliła je, wyglądając na zewnątrz.
– Jennefair? Coś się stało?
Zielonowłosa dziewczyna rozejrzała się na boki, czy aby na pewno nikt ich nie podsłuchuje i pochyliła się ku Nathaly, opierając ramię o futrynę.
– Czy ty czasem nie przypłynęłaś tu Santa Lucią?– zapytała prawie szeptem.
– Ymm… Cześć? – Ciekawska Abby wychyliła się zza ramienia Nathaly.
– Cześć – odpowiedziała Jenn. Po jej minie widać było, że lekko zwątpiła czy mówić dalej.
– W porządku. To tylko Abby. – Nathaly skinęła zachęcająco głową. – Tak, przypłynęłyśmy tu na Santa Lucii. A dlaczego pytasz?
– W takim razie wygląda na to, że na razie nie popłyniecie dalej.
– Co? Ale dlaczego? – zapytała Abby, robiąc ze strachu duże oczy. – Czy nasz statek też ukradli?
Nathaly i Jenn popatrzyły na siebie w osłupieniu, a wzrok jednej i drugiej mówił wyraźnie, że na taki akurat pomysł w życiu by nie wpadły.
– Nie, nie o to chodzi – powiedziała wreszcie Jennefair, kiedy jej myśli wróciły na właściwe tory po zbijającym z nóg pytaniu Abby. – Raczej nie powinnam wam tego mówić, bo to informacje dotyczące śledztwa, ale pomogłaś mi z Mią, więc chyba powinnam cię uprzedzić, że możecie jeszcze trochę zabawić na tej wyspie. Nasz inspektor właśnie zatrzymał tego konferansjera, Marcusa Rodelie.
– Jak to zatrzymał? – Nathaly zdziwiła się nie na żarty.
– Na razie tylko do złożenia wyjaśnień, ale jak do tej pory to on najbardziej pasuje do opisu Cesara. Wysoki i w płaszczu, pamiętasz? Poza tym jeden z moich kolegów poprosił lokalną stację telewizyjną o nagranie z wczorajszego konkursu. Rodelie podobno powiedział po występie Mii, że każdy chciałby mieć takiego Pokemona jak jej Flaaffy, czy coś w tym stylu.
– Faktycznie, powiedział coś podobnego – przypomniała sobie Nathaly. – Ale myślisz, że naprawdę mógłby ukraść te Pokemony? Znaczy, Rodelie ma mnóstwo kasy. Stać go na najlepsze Pokemony z najlepszych hodowli. Po co miałby kraść?
– Nie wiem. Coś mi się tu mocno nie klei. W każdym razie Santa Lucia nie popłynie dalej, dopóki sprawa się nie wyjaśni.
– Świetnie – westchnęła ciężko Nathaly.
– Świetnie – powtórzyła za nią Abby, z równie małym entuzjazmem.
W tej samej chwili z klatki schodowej piętro niżej rozległo się czyjeś wołanie:
– Ej, Sałata. Inspektor powiedział, że trzeba przesłuchać komisję konkursową. Idziesz z nami?
Nathaly wyjrzała na korytarz. Na schodach stała dwójka chłopaków. Już na pierwszy rzut oka widać było, że są do siebie podobni. Podobne fryzury w niemal identycznym, błękitnym kolorze. Podobne brązowe oczy. Podobne zadziorne spojrzenia.
– Kto to? – zapytała.
– To? Moi koledzy z praktyk w policji. I przy okazji, niestety, moi kuzynowie – odparła Jennefair z niezbyt zadowoloną miną.
– A dlaczego mówią na ciebie Sałata? – wtrąciła zaciekawiona Abby.
– Zgadnij. – Jenn skrzywiła się jeszcze bardziej i wskazała palcem na swą bujną, zieloną czuprynę. – Wszyscy w rodzinie jakoś mogli wpisać się w policyjne standardy wyglądu, tylko mnie geny spłatały figla.
– No idziesz, czy nie? Co ty tam tak długo robisz? – dobiegło kolejne wołanie z dołu.
– Idę już, idę! – odkrzyknęła dziewczyna, po czym raz jeszcze spojrzała na Nathaly i Abby. – W porządku, trzymajcie się. Może uda mi się wpaść do was później, jeśli dowiem się czegoś ciekawego.
– Powodzenia – zawołała za nią Nathaly, po czym od razu zamknęła drzwi i dla spokoju ducha dwa razy przekręciła kluczyk w zamku.

7 komentarzy:

  1. Ach jak dobrze, że zajrzałem :) - do mnie zapraszam w piątek wieczorkiem (to a pro po twojej odpowiedzi ;) )

    Rozdział z konkursem trochę mnie zasmucił. Ok poznajemy nowe twarze i jest super, ale brakowało mi tutaj Bena, gdzieś polubiłem tego żarłoka.

    Twoje opisy koordynatorskie - bajka. Choć osobiście nie przepadam za Flaaffy, która moim zdaniem jest najgorsza z całego drzewka owieczek ;).

    Na początku myślałem, że za kradzież odpowiedzialni są nasi dobrzy znajomi z Zespołu R, ale widocznie, palce maczał tutaj ktoś inny.

    Pozdrawiam i czekam na kolejne przygody Nathaly ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to będę zaglądać co jakiś czas. Mam nadzieję, że do wieczora się wyrobisz ;) Teraz, kiedy mam czas poczytać, ludzie nie mają czasu pisać... życie ^^" Z braku nowości na blogach wzięłam się ostatnio za "Niezgodną", ale nie wiem, czy doczytam pierwszą część do końca. Nie bardzo mi podchodzi jak na razie.

      PS. Chyba nie będzie to zbyt dużym spoilerem, jeśli powiem, że Ben oczywiście jeszcze się pojawi. W końcu wszystkie wątki trzeba doprowadzić do końca, a w jego przypadku trochę tego jest ;)

      Usuń
    2. Wyrobię, wyrobię, właściwie już wyrobiłem ;)
      Ja też jestem trochę smutny, że większość autorów ma teraz jesienną chandrę, ale u mnie było to spowodowane zupełnie czymś innym :D

      Mam nadzieję na tego Bena :D Ach i tan wredna Abby z tą kanapką czekoladową, jakby nie mogła kupić jej jednej normalnej :D Normalnie nóż się w kieszeni otwiera :D.

      Usuń
  2. Oooo, świetny konkurs <3 Abby tradycyjnie wszystko stara się sprytnie obrócić na swoją korzyść.Uwielbiam Flaaffy'ego, a wyobrażanie sobie jego kombinacji konkursowej było czystą przyjemnością. Jestem ciekawa czy to faktycznie ten Marcus stoi za tym wszystkim, mam wrażenie jednak, że byłoby to za proste ;) W każdym razie już nie mogę się doczekać aż to się rozwiąże :D
    Co do Jenn. Niech tak nie narzeka na swoje włosy, przynajmniej będzie dobra w kamuflażu w policji wśród całej swej rodzinki XD

    Pozdrawiam,
    Annetti

    OdpowiedzUsuń
  3. No i na koniec taki przerywnik. Dość przyjemny, choć miałem małą nadzieję, że Abby, znowu zmieni swoje zdanie i postanowi wystartować w konkursie. Jakoś jest spokojna od kilku rozdziałów, czasem coś palnie, ale dziewczyna się poważnie uspokoiła. Żadnej nowej fascynacji, ani celu. Może Nathaly powinna wybrać się z nią do lekarza.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ten ból, kiedy nie ma już nic więcej do czytania od Ciebie 😭

      Usuń
  4. Hejka!
    Co jeszcze do poprzedniego komentarza, to, z nazwiskiem Patricka po prostu pomysłu nie miałem, może jest to jakaś rodzina Abby, nie wiem hehehe.
    Co do tego rozdziału ciekawie jest, nareszcie nie tylko rockeci kradną. Co do tego że nie piszę, na razie poprawiam stare rozdziały i skrobię po woli, weny brak to może nie, ale sporo czasu to ja nie mam niestety. Życzę weny, za jakiś czas u mnie też coś będzie.

    OdpowiedzUsuń