Heeloooł :) Pozdrawiam wszystkich, którzy wytrwale tu zaglądają, pomimo lata, wakacji i kilkumiesięcznego braku nowości. Z tej strony Nathaly - postanowiłam się przedstawić, bo nie było mnie tak długo, że niektórzy mogli już pewnie zapomnieć, czyj to blog ;) Okej, żarty na bok. Mam urlop, więc zabieram się za aktualizację bloga. Nic szczególnego - posprawdzam aktualność linków, dorzucę rozdziały do spisu treści, poprzeglądam zakładki i może... MOŻE (tu szeroki uśmiech w stronę Lusi) zdziałam coś w kierunku nowej podstrony z bohaterami. Nie wymagajcie jednak ode mnie zbyt wiele, w końcu urlop to tylko dwa tygodnie (dlaczego tak mało T^T). Btw - pamiętaliście, że 21 maja blogowi pyknęło osiem lat? Staruszek nasz kochany! Jeśli ktoś ma ochotę na pdf z oryginalnymi rozdziałami tego staruszka, opisującymi podróż Nathaly po Kanto, przypominam, że cały czas mogę udostępnić mailowo. No, to zostawiam Was z wytworem mojego wakacyjno-urlopowego szału. Niech moc (i wena!) będzie z Wami. Pa!
***
Mów.
Mów wszystko, nie bój się…
Nathaly się nie bała. Na pewno nie tego,
co czuła, co słyszała w swojej głowie. Po prostu zastanawiała się… Czując tę
myśl, uparcie pałętającą się po jej umyśle, miała wrażenie, jakby odzyskała coś
bardzo dla siebie cennego. Coś, co wydawało się, że straciła bezpowrotnie, a
teraz znowu tu było. Właśnie tutaj. Z nią. Nie mogła sobie tylko przypomnieć,
co to takiego.
– New Island, to ta wyspa na północy? Ta
na granicy Kanto i Archipelagu Wysp Pomarańczowych? Byłaś tam, prawda? Co tam
się stało?
Dziewczyna wzdrygnęła się, czując
chłodne ciarki na skórze, kiedy podekscytowany głos Morty’ego wyrwał ją z
zamyślenia. Ekscytacja w wykonaniu ecruteańskiego lidera wyglądała dość…
dziwnie. Nathaly, w tajemnicy przed rodzicami, oglądała kiedyś, dosyć dawno
temu, film o psychopacie, który robił dziwne rzeczy małym, niewinnym Pokemonom.
Patrząc na wyraz twarzy Morty’ego, który niebezpiecznie przypominał jej wyraz
twarzy tamtego wariata z telewizji, zaczynała rozumieć, dlaczego takie filmy
mają ograniczenia wiekowe. Żałowała, że nie da się wyłączyć niektórych
prawdziwych sytuacji tak, jak wyłącza się telewizor. Gdyby się dało, Nathaly z
pewnością zmieniłaby w tej chwili kanał.
Nie
bój się. Powiedz. On chce dobrze.
No dobrze, skoro ta dziwna… obecność
tego chciała…
Nathaly zrobiła głębszy wdech i
uspokoiwszy nieco nerwy, które ostatnio zdecydowanie zbyt często wystawiane
były na próbę, odpowiedziała cicho:
– Tak. Tak, byłam tam. To było z rok
temu, może nawet niecały. Zabrał nas tam znajomy, od tak, na wycieczkę.
Mieliśmy oglądać malowidła na ścianach jednej z tamtejszych jaskiń. Wydawało
nam się, że to opustoszała wyspa. Ale… okazało się, że wcale nie jest taka
pusta i spokojna, jak myśleliśmy. Kiedyś, nie wiem dokładnie kiedy, ale chyba
już ładnych kilka lat wstecz, Team Rocket przeprowadzał tam eksperymenty
genetyczne na Pokemonach. Prowadził jakieś prace, chyba nad klonowaniem,
dokładnie nie wiem.
– Więc jednak Team Rocket. Czułem, że
mają z tym coś wspólnego. Zresztą, kto inny mógłby być tak podły? – Morty
zamyślił się, siadając za biurkiem i opierając twarz o splecione dłonie.
Nathaly mówiła dalej.
– Mieliśmy pecha. Znaleźliśmy się na
wyspie w bardzo nieodpowiednim momencie. Akurat wtedy, kiedy Team Rocket sobie
o niej przypomniał i postanowił wrócić po wyniki swoich dawnych badań.
– Te wyniki?... – Mężczyzna wtrącił się,
kiedy Nathaly zrobiła wymowną pauzę. – Na wyspie coś było? Coś cennego?
– Cennego i potężnego. Podobno tamten
eksperyment zakończył się sukcesem. To znaczy, nie do końca nazwałabym to
sukcesem, bo ostatecznie Rocketsi stracili kontrolę nad swoim laboratorium i
musieli wynieść się z wyspy. Ale to, co ich stamtąd wykurzyło… To, co
stworzyli…
– Ty to widziałaś… – Małe oczy Morty’ego
wydały się Nathaly o wiele większe, kiedy wyczekująco wbił w jej twarz ich
przejmującą pustkę. – Nazwij to. Powiedz to w końcu! Co tam spotkałaś?
– To… to był Pokemon. Nie, w sumie nie.
Miał w sobie geny Pokemona, ale i człowieka. I wcale, wcale nie prosił się na
ten świat. Był wściekły, że go stworzyli. Był mądry, potężny… niepokonany. Nazwali
go Mewtwo.
Morty zerwał się nagle z krzesła i
zaczął nerwowo chodzić po gabinecie Whitney. Nathaly próbowała wodzić za nim
wzrokiem, ale szybko zrezygnowała, kiedy poczuła, że zaczyna jej się kręcić w
głowie. Widać hipnoza Gengara nie puściła jeszcze tak do końca. Wzięła kilka
głębokich oddechów, prostując się w fotelu. Czuła, że jeśli za chwilę stąd nie
wyjdzie, zasłabnie. Albo, co gorsze, zwymiotuje.
– To musi być on. To na pewno Pierwszy z
przepowiedni – mruczał pod nosem Morty, krocząc w tę i z powrotem po puszystym
dywanie, brudząc jego biel swoimi ciężkimi butami. Nagle doskoczył do Nathaly,
zaciskając jej dłonie na ramionach i potrząsnął nią lekko. – Co się z nim
stało? Gdzie jest teraz ten… Mewtwo.
– Nie wiem. To znaczy… um… czy
mógłbyś?... – wydukała dziewczyna z niemałym trudem.
Morty stał nad nią, tak blisko, że czuła
się bardziej niż niezręcznie. Było jej słabo, była przestraszona i wykończona. Czuła, jak szczupłe palce lidera zaciskają się
na jej skórze. To nie było przyjemne.
– Nathaly, to nie jest zabawa. Mistrz
Kurt zniknął. Porwano człowieka. A wszystko wskazuje na to, że to dopiero
początek kłopotów, które czekają Johto w najbliższym czasie. Skup się więc
teraz i przypomnij sobie, co się z nim stało. Gdzie jest Mewtwo?
Trenerka zmarszczyła czoło, walcząc z
ćmiącym bólem głowy i skupiła myśli. Niezbyt co prawda kojarzyła, kim był ów
nieszczęsny Kurt, którego najwidoczniej porwano. Za to co stało się z Mewtwo
pamiętała doskonale. Poskładała myśli i przymknęła oczy, wracając do bolesnych
wspomnień…
***
–
Wyjaśnij mi to – powiedziała Nathaly, cicho, ale odważnie. Rozumiała, że po
tym, co dziś przeszła, nie ma sensu już bać się niczego. – Chcę, żebyś mi to
wszystko wyjaśnił.
Mewtwo
podniósł lekko głowę i popatrzył na nią w zamyśleniu.
–
Czy wy, ludzie, potraficie wyobrażać sobie różne rzeczy? – zapytał bez
przekonania, a kiedy trenerka skinęła głową, pytał dalej: – Czy potrafisz
wyobrazić sobie, jak czuje się ktoś, kto umiera, choć bardzo tego nie chce?
–
Widziałam dziś, jak ginie człowiek i widziałam, jak ginie Pokemon. Sama omal
nie zginęłam. Jeśli kiedykolwiek potrafiłam to sobie wyobrazić, to na pewno nie
lepiej, niż w tej chwili.
Mewtwo
zamilkł na kilka sekund, przez które i jego i Nathaly ogarnęła dziwna
świadomość tego, że oto właśnie ze sobą rozmawiają. Nie walczą, nie grożą sobie
nawzajem. Po prostu rozmawiają.
–
Myślisz pewnie, że nie ma nic gorszego, prawda? A czy ktokolwiek pomyślał
kiedyś, jak czuje się ktoś, kto nie chciał się narodzić?
–
To niemożliwe – dziewczyna zaprzeczyła szybkim ruchem głowy. – Najpierw trzeba
się urodzić, dopiero potem można czegoś chcieć, albo nie chcieć.
–
Dla ciebie tak jest, bo jesteś człowiekiem – odparł stwór, po czym wskazał na
leżącą kawałek dalej Raichu. – Dla niej tak jest, bo jest Pokemonem. Ja jestem
czymś pomiędzy. Mutantem, który nigdy nie chciał i nie powinien był się
narodzić. Team Rocket stworzył mnie wbrew mojej woli. Jestem czymś sztucznym,
co nie pasuje do tego świata. Nie ma tu dla mnie miejsca.
–
Dla każdego jest...
–
Nie dla mnie – przerwał dziewczynie Mewtwo. – Chcesz, żebym ci wszystko
wyjaśnił? Dobrze. Wyjaśnię ci, dlaczego tak chciałem niszczyć i zabijać. Z
zazdrości.
Nathaly
popatrzyła na niego kompletnie zaskoczona.
–
Jak to z zazdrości?
–
Kiedy patrzyłem, jak z człowieka ucieka życie, tak bardzo mu zazdrościłem.
Niczego nie pragnąłem bardziej, jak tylko znaleźć się na jego miejscu i mieć tą
przecudną świadomość, że za chwilę będę mógł tak po prostu przestać istnieć.
Ale przeklęty Team Rocket i jego naukowcy uczynili mnie tak silnym, że nikt nie
był w stanie dać mi tego, czego chciałem. Cały czas czekałem więc i miałem
nadzieję na jedno, że kiedyś w końcu spotkam tego, bez którego nie zostałbym
stworzony, że spotkam Mew. Bo jeśli ktokolwiek byłby w stanie pokonać kopię, to
tylko oryginał. A kiedy Mew wreszcie się pojawił, to ja zniszczyłem jego.
Krzyczałaś, że to moja wina. Wiem o tym doskonale. I będę żył z tą świadomością
do końca swoich dni, który, jak się obawiam, nie przyjdzie prędko.
–
Więc ty... nie chciałeś tego zrobić? - zapytała cicho i niepewnie Nathaly,
która zaczynała czuć, że trochę nawet rozumie nieszczęście Pokemona.
–
Jedyne czego chciałem, to uwolnić się od ciężaru istnienia – przyznał Mewtwo,
przenosząc wzrok na leżącą przed nim skałę. – Jest we mnie Pokemon, jest też
człowiek. Pierwsza część mnie każe mi budować, być dobrym i radosnym. Ale ta
druga... to przez nią jestem, jaki jestem. I przez nią myślałem, że wszyscy
ludzie tacy są, że chcą tylko niszczyć i zabijać. Ale teraz zrozumiałem, że ta
dobra część jest dobra, bo pochodzi od Mew. Ludzka część pochodzi od złego
człowieka i właśnie tym Team Rocket skrzywdził mnie najbardziej. Gdyby tylko
dali mi geny kogoś innego. Może wtedy znalazłbym dla siebie miejsce w waszym
świecie.
Nathaly
popatrzyła na stwora ze współczuciem, co zaskoczyło nawet ją samą. Ta bestia
próbowała zabić jej przyjaciół, ją, torturowała Raichu i doprowadziła do
nieszczęścia, jakie spotkało Mew, a jednak dziewczyna potrafiła się ulitować.
Wtedy Nathaly uśmiechnęła się lekko i zrozumiała wszystko. Zrozumiała, dlaczego
Mew sprowadził ją na wyspę i dlaczego uratował jej życie.
–
On to zrobił dla ciebie – powiedziała szeptem, jakby chciała przekonać najpierw
samą siebie, po czym powtórzyła głośniej: – Mew zrobił to wszystko dla ciebie.
Nie wiem jak to jest wśród Pokemonów, ale patrząc na to z ludzkiego punktu
widzenia, Mew był jakby twoim starszym bratem. Widział jak cierpisz i chciał,
żeby ktoś wreszcie ci pomógł. Dlatego ja to zrobię.
Nathaly
sięgnęła do jednej z kieszeni swojego plecaka i wyjęła z niej nietypowy
Pokeball. Był to Master Ball, który kiedyś dostała w prezencie od Sama.
Powiększyła kulę i wyciągnęła ją w kierunku Mewtwo.
–
Tutaj będziesz bezpieczny od świata, a świat będzie bezpieczny od ciebie.
Stwór
popatrzył na nią przez dłuższą chwilę, po czym powoli, ale zdecydowanie, skinął
głową. Jednak kiedy Nathaly zbliżyła do niego rękę z Ballem, chwycił ją dużą
łapą za nadgarstek i zatrzymał w pół drogi.
–
Zanim to zrobisz – powiedział, a jego głos zabrzmiał w głowie dziewczyny tak
spokojnie, jak jeszcze nigdy do tej pory – mogę sprawić, że zapomnisz o
wszystkim. Myślę, że tak będzie łatwiej.
Trenerka
pewnie pokręciła głową.
–
Łatwiej nie zawsze znaczy lepiej – stwierdziła. – Powinnam pamiętać. Chcę
pamiętać. Mew zrobił zbyt wiele dla mnie i dla ciebie, żebyśmy tak po prostu o
tym zapomnieli.
–
Ja nie zapomnę. – Mewtwo po raz drugi kiwnął głową i zwolnił uścisk.
***
– Więc złapałaś go? Pierwszego? –
dopytywał Morty zamyślonym głosem, po tym, jak Nathaly opowiedziała mu całą
historię.
– Nie chodziło mi o to, żeby go złapać.
Po prostu chciałam, aby Mewtwo odnalazł spokój.
– Rozumiem. I co? Udało mu się?
– Mam nadzieję, że tak.
– Jak to, masz nadzieję? – Morty
ściągnął groźnie brwi, nie kryjąc zniecierpliwienia.
– Nie wiem, co się z nim dalej stało.
Kiedy było już po wszystkim, wyrzuciłam Master Ball do oceanu. Liczyłam, że tam
będzie bezpieczny.
Mężczyzna odetchnął ciężko i ukrył twarz
w dłoniach, przecierając ją kilka razy. Nathaly patrzyła na niego niepewnie.
Byłaby wdzięczna, gdyby ich rozmowa wreszcie dobiegła końca. I tak resztkami
sił utrzymywała na wodzy swój szalejący żołądek. Czuła, że nie wytrzyma już
długo.
– Czy mogłabym już sobie pójść? Naprawdę
kiepsko się czuję.
– Jeszcze nie – odparł twardo Morty.
Cóż, przynajmniej próbowała… – Kto o tym wszystkim wiedział? O tym, co zrobiłaś
z Pokeballem?
– Nikt. Nie powiedziałam nikomu. Nawet
moim przyjaciołom. Kiedy pytali mnie o Mewtwo, mówiłam tylko, że zniknął i nie
widziałam go już nigdy więcej. Uznałam, że tak będzie lepiej dla niego… dla
wszystkich.
– A jednak jakoś go znaleźli. Jak im się
to udało? Skąd wiedzieli? Skąd Team Rocket wiedział, gdzie szukać Pierwszego?
Morty po raz kolejny zaczął zbliżać się
do Nathaly, która znów poczuła, że świat zaczyna powoli wirować.
– Nie wiem. Ja… ja nie mam pojęcia.
Morty, proszę, czy mógłbyś mnie wypuścić. Naprawdę nic nie wiem… Kręci mi się w
głowie. To chyba przez tę hipnozę. Jeśli mnie nie wypuścisz, ja zaraz…
Wtem coś trafiło ją, niczym grom z
jasnego nieba. Zerwała się z fotela, chwiejąc się niebezpiecznie na boki i
całą siłą woli przezwyciężając okropne uczucie, że zaraz zwymiotuje. Jej zielone oczy zrobiły
się tak wielkie, jakby zobaczyła zjawę. Przez chwilę stała chwiejnie, oddychając ciężko i szybko, aż wreszcie runęła w bok. Morty złapał ją w ostatniej
chwili, ratując przed upadkiem na podłogę.
– Nathaly? Jasna cholera, Nathaly?! – klął
pod nosem, próbując przywrócić jej przytomność.
Dziewczyna zrobiła się tak wiotka, że
trudno było mu utrzymać ją w ramionach. Chwilę potem jej powieki uchyliły się
nieznacznie, a Morty odetchnął z ulgą. Prawda, zależało mu na uzyskaniu jak
najwięcej informacji, ale Arceus mu świadkiem, że nie zamierzał robić tego
kosztem jej zdrowia. Szkoda tylko, że Nathaly o tym nie wiedziała…
– Już wiem – powiedziała słabo, kiedy
mężczyzna ułożył ją bokiem na miękkim dywanie. – Nie czułam się tak źle od
kiedy nocowaliśmy w Marigold. Już chyba wiem…
– W porządku, odpocznij. Porozmawiamy
później – powiedział spokojnie Morty. Widać zrozumiał, że i tak przeciągnął już
strunę. – Szlag by to. Gdybym wiedział, że aż tak źle zniesiesz hipnozę…
– Nie, ty nie rozumiesz – przerwała mu dziewczyna.
– Jakiś czas temu byliśmy w Marigold na pokazach. Nocowaliśmy tam. W dniu
konkursu, kiedy się obudziłam, bardzo źle się czułam. Może nie aż tak źle, jak
teraz, ale… tak, prawie tak samo. Myślałam, że po prostu zaszkodziła mi
kolacja, ale… Ten sen. Śnił mi się Mewtwo. To, jak zamykam go w Master Ballu,
jak wrzucam Ball do oceanu. Strasznie się tej nocy umęczyłam, a rano… Morty,
czy to możliwe, żeby ktoś zrobił mi to samo, co ty i Gengar zrobiliście mi dzisiaj?
Czy można kogoś zahipnotyzować w czasie snu?
Morty zacisnął usta w wąską linię i
zmarszczył brwi. Gwałtownym ruchem wyprostował się znad Nathaly i ze złością
trzasnął pięścią w biurko Whitney, tak mocno, że wszystko na blacie aż
podskoczyło, a głowa porcelanowego shiny Vulpixa rozbujała się na dobre.
– Zjadacz Snów – wykrzyknął z ogromną
złością. – Jak mogłem być taki głupi?! Jak mogłem się nie domyślić? Nie musiałaś
nikomu o niczym mówić. Oni wykradli ci to z głowy. Tak po prostu. Te ohydne,
plugawe…
Morty zamilkł, zacisnąwszy zęby, chcąc
oszczędzić wykończonej Nathaly wysłuchiwania jego dalszych przekleństw. Widać
było, że gniew dosłownie roznosił go od środka. Jeszcze kilka razy uderzył
pięścią w blat, przynajmniej w ten sposób próbując dać upust swojej
wściekłości. Podejrzany hałas ściągnął do gabinetu oficer Jenny, która wpadła
do środka, niemal wywarzając drzwi i obrzuciła lidera surowym spojrzeniem.
– Co tu się… Morty! Dlaczego ona znów leży na
podłodze?!
– Nathaly źle się poczuła. Zabierzcie ją
do siostry Joy. Powinna porządnie odpocząć – powiedział, starając się
skupieniem na twarzy zamaskować puszczające nerwy. – Ja muszę pomyśleć.
To rzekłszy, Morty wyszedł z gabinetu
zamaszystym krokiem, zostawiając za sobą i Nathaly i kompletnie skołowaną jego
zachowaniem policjantkę.
***
– Trzymaj się, Nathaly – powiedziała
ciepło Misty, z całej siły ściskając przyjaciółkę na pożegnanie. – Nie daj się
wkręcić już w żadne takie akcje, jak ta z wczoraj. A w razie gdyby ktoś jeszcze
straszył cię ligowymi artykułami, od razu do mnie dzwoń, dobrze?
– Dobrze. – Nathaly pokornie skinęła
głową. Dopiero teraz, jak nigdy wcześniej, potrafiła docenić to, że ma tak
oddanych przyjaciół w środowisku liderów. Musiała przyznać, że może to ułatwić
w życiu parę spraw.
– I… jeśli miałabym ci jeszcze coś
doradzić – wyszeptała Misty, przybliżając usta do ucha przyjaciółki – lepiej
nie spoufalaj się za bardzo z tym całym Mortym. Może i jest liderem, ale patrzy
na ciebie jak na kawał mięsa armatniego. Nie wiem… może i chce dobrze, ale na
wszelki wypadek lepiej trzymaj go na dystans. Obiecaj mi to. Obiecujesz?
– Zgoda.
– No, to ja już lecę. Pociąg nie
Snorlax, nie zaśpi. Pa!
Dziewczyny objęły się raz jeszcze, po
czym Misty szybkim krokiem pognała chodnikiem w stronę dworca.
Nathaly zaciskała dłonie na metalowej poręczy
i jeszcze przez parę minut słuchała, jak kółka przy walizce młodej liderki
skaczą i furkocą na płytkach nierównego deptaka, który ciągnął się wzdłuż, tuż
pod oknami goldenrodzkiego Centrum Pokemon. Dziś czuła się już o niebo lepiej, niż poprzedniego dnia. Przyszła tu sama, chcąc na spokojnie pożegnać się z Misty. Abby i Raichu
jeszcze odsypiały wczorajsze zamieszanie, a Ivysaura zdążyła już odesłać do
Viridian. Zresztą zrobiła to od razu, kiedy tylko trawiasty stworek poczuł się
lepiej po wczorajszej walce. Wolała, aby do reszty ochłonął w domu, niż żeby
dalej siedział w tym pechowym mieście. Nathaly już nie raz miała okazję przekonać
się na własnej skórze, że towarzystwo Venusaura jej taty i wiekowych drzew
viridiańskiego lasu potrafi zdziałać cuda, jeśli chodzi o uspakajanie
szalejących emocji.
Już miała wracać do pokoju, żeby
wyciągnąć Abby z łóżka, ale coś, a raczej ktoś, przykuł jej uwagę. Po drugiej
stronie deptaka stał ten sam młody chłopak z podkrążonymi oczami, którego
pamiętała z poprzedniego dnia. Był w sali Whitney, kiedy Nathaly wybudziła się z
hipnozy. Zapamiętała go dobrze, sama nie wiedziała dlaczego. Pewnie dlatego, że
wyglądał tak smutno... Teraz zresztą też daleko mu było do radości. Stał bez
ruchu, opierając się o barierki po przeciwnej stronie i patrzył na nią. Tak po
prostu. Nie ze złością, nie z zainteresowaniem. Trochę bez wyrazu, albo jakby o
czymś myślał, ale nie zagłębiał się w te myśli na tyle, żeby zupełnie odlecieć.
Nathaly długą chwilę zastanawiała się,
co powinna zrobić. Pójść sobie? Zignorować chłopaka i zwyczajnie ruszyć w swoją
stronę? A może jednak podejść? W końcu namyśliła się i podeszła. Znowu
ciekawość wzięła nad nią górę.
Chłopak nie przejął się szczególnie tym,
że Nathaly stanęła tuż obok niego, opierając przedramiona o chłodny metal
barierki. Nawet nie odwrócił się w jej stronę. Prychnął jedynie przez nos i
pokręcił głową tak lekko, że dziewczyna prawie tego nie zauważyła.
– Więc to nie twoja wina – powiedział
cicho.
– Proszę?
– Morty od samego początku wmawiał nam,
że ten cały bajzel zacznie się przez ciebie, że to ty zrobisz coś strasznego,
przez co wszystko zacznie się sypać. Kazał cię szukać, sam cię szukał, licząc,
że jeśli cię znajdziemy, uda się to wszystko powstrzymać A teraz co? Okazuje
się, że wiesz niewiele więcej niż my. Po prostu ktoś włamał ci się do głowy. Nie bierz tego do siebie, ale wolałbym,
żeby to jednak była twoja wina. Może poczułbym się lepiej, gdybym wreszcie miał
kogo winić. – Chłopak zamilkł na chwilę, nadal jednak nie spojrzał w stronę
Nathaly. Zupełnie, jakby wcześniej dość już się napatrzył i teraz nie miał już
takiej potrzeby. – Tak przy okazji,
jestem Bugsy.
– Bugsy? Ten z Azalea Town? – dziewczyna
od razu skojarzyła oryginalne imię z owadzim liderem, którego nie miała okazji
spotkać w jego rodzinnym mieście.
Przypomniała sobie, że ponoć chłopak
wtedy chorował. Faktycznie, nie wyglądał najlepiej, ale czy aby na pewno sińce
pod oczami były efektem przebytej niedawno choroby? Wyglądały jej bardziej na
oznakę przemęczenia i strapienia, ale mogła się mylić.
– Ten z Azalea. – Bugsy potwierdził jej
słowa.
Nathaly przez kilka sekund zastanawiała
się, co odpowiedzieć. Zupełnie nie tak wyobrażała sobie uwielbianego przez
Azalejczyków młodego lidera, z którym niedane było jej się zmierzyć. Ale czy
jej wyobrażenia naprawdę miały w tej chwili jakieś znaczenie?
– Mam twoją odznakę – powiedziała
wreszcie. Chciała powiedzieć cokolwiek, byle tylko przerwać tę palącą ciszę.
– Domyślam się. Trenerka. Zwyczajna
trenerka. A my zmarnowaliśmy tyle czasu, żeby cię wytropić. Przez ten czas, te
parszywe mendy mogły już dawno…
Bugsy ukrył twarz w dłoniach, milknąc w
pół zdania. Zaczął oddychać nienaturalnie ciężko. Tak ciężko, że Nathaly
przestraszyła się, że faktycznie coś mu dolega.
– Wszystko w porządku? – zapytała
zaniepokojona, pochylając się lekko nad młodym liderem.
Tamten wyprostował się i popatrzył w
dal, na sunące po ulicach Goldenrod samochody.
– Nie. Już dawno nie było w porządku.
Szczerze mówiąc, ledwie pamiętam, kiedy ostatnio tak było.
– Mogę ci jakoś pomóc? – spytała
dziewczyna. Zrobiło jej się szkoda tego biedaka.
– Te gnoje zabrały mojego przyjaciela.
Miałem nadzieję, że jeśli cię w końcu znajdziemy, to dowiemy się, dokąd mogli
go zabrać. Dowiemy się… czegokolwiek. Ale skoro to wszystko jednak nie twoja
wina, to nie wydaje mi się, żebyś mogła mi pomóc w jakikolwiek sposób. Chyba
że…
– Że? – Nathaly od razu uczepiła się
cienia nadziei, który pojawił się razem z tym jednym, krótkim słowem. Naprawdę
chciała pomóc. Naprawdę.
– Jesteś trenerką, tak? Masz może przy sobie jakieś owadzie Pokemony? Wiesz, myślenie o nich mnie uspakaja. To taki
mój mały bzik. Podobno każdy jakiegoś ma, prawda?
– Cóż… mam co prawda Butterfree, ale
teraz trenuje na Wyspach Pomarańczowych z moimi przyjaciółmi – przyznała
dziewczyna zgodnie z prawdą. Jej myśli mimowolnie odpłynęły w stronę radosnego
motyla, którego nie widziała już ładnych parę miesięcy. Ciekawe jak mu się
podoba pod opieką Sandy?
Bugsy odetchnął cicho, jakby nieco lżej
niż do tej pory, a kąciki jego ust drgnęły nieznacznie, próbując poderwać się
ku górze. Dalekie to było od uśmiechu, ale przynajmniej chłopak nie wyglądał
już aż tak mizernie.
– Ach, Butterfree, cudowny Pokemon. Też
miałem ich kilka. Teraz wszystkie wypuściłem już na wolność, ale na pewno
jeszcze ewoluuję któregoś z moich Caterpie. Szkoda, że nie mogę zobaczyć
twojego okazu. Jestem pewien, że jest wspaniały.
– Tak – zgodziła się Nathaly. – No i
oprócz tego jest jeszcze… – ugryzła się w język dosłownie w ostatniej chwili.
Nie była przekonana, czy to dobry
pomysł, żeby wspominać teraz o Scizorze, którego przecież też miała pod swoją
opieką. Choć to chyba za dużo powiedziane, żeby miała Scizora pod opieką. Po
prostu nosiła ze sobą jego Pokeball i ze wszystkich sił modliła się, żeby tylko
nie trzeba było wypuszczać tej wściekłej, czerwonej bestii, która jakiś czas
temu niemal nie posiekała jej na kawałki. Tak, Nathaly nie miała złudzeń. Bała
się Scizora tak bardzo, że nie potrafiła nawet wyobrazić sobie bycia jego
trenerką. Ale z jakiegoś powodu jednak postanowiła zabrać go ze sobą. Zrobiła
to, bo nie potrafiła inaczej. Wiedziała, z czym wiązałaby się jej odmowa i…
nie, po prostu nie potrafiła.
– Zresztą, wiesz co? Chodź ze mną, coś
ci pokażę – powiedziała, skinąwszy na Bugsy’ego dłonią.
I tak musiała zanieść Scizora siostrze
Joy, w końcu zobowiązana była zgłaszać go do kontroli w każdym Centrum Pokemon,
w którym rejestrowała się na swoją kartę trenerską. Dlaczego nie miałaby przy
okazji pozwolić Bugsy’emu na niego popatrzeć? Dwie pieczenie przy jednym ogniu
– pomyślała i ignorując zimne dreszcze, które przebiegły po jej karku na samo
wspomnienie agresywnego stwora, ruszyła przodem do budynku Centrum.
***
– Generale?
Jeden z podwładnych uchylił lekko drzwi.
Przyjemna, chłodna fala powietrza, rozsiewana przez działający wewnątrz
wiatrak, owionęła jego twarz.
– Wejść – zagrzmiał siedzący przy biurku
mężczyzna, odwracając się przez ramię w swoim krześle. Wyprostował się,
stawiając na podłodze obutą w ciężkiego trapera stopę, którą do tej pory
trzymał wygodnie na kolanie, przeglądając jeden z zeszłotygodniowych raportów.
– Co dla mnie macie?
– Melduję, że sprawdziliśmy to miejsce w
górach – powiedział młody mężczyzna, zamykając za sobą drzwi i stając na
baczność kilka kroków przed swoim przełożonym. Nerwowym ruchem poprawił szarą teczkę,
którą przyniósł pod pachą.
– To, w którym wczoraj zanotowano
podejrzaną aktywność członków Team Rocket? – zapytał generał, wracając do
pobieżnego przeglądania raportu, a jego podwładny tylko skinął głową na
potwierdzenie tych słów. – To świetnie. I co? Mamy coś nowego?
– Nie znaleźliśmy co prawda żadnych
śladów wskazujących na to, że Team Rocket faktycznie coś tam kombinował, ale
mamy świadka…
– Świadka? To doskonale! Nawet jeszcze
lepiej – ucieszył się generał. – Kto to taki?
– Niejaki Isaac Oishima, naukowiec.
Sprawdziliśmy go, tożsamość się zgadza. Pracuje w Regionalnym Instytucie
Archeologii i Badań Antycznych w Goldenrod City. Znaleźliśmy go nieprzytomnego
między skałami. Był w bardzo kiepskim stanie. Dopiero dziś nad ranem odzyskał
przytomność. Przesłuchaliśmy go na tyle, na ile jego stan nam pozwalał.
– Rozumiem, że powiedział wam coś
ciekawego?
– Tak… – Młody mężczyzna zawahał się
nieco, jakby to, co zamierzał za chwilę powiedzieć, nie było najlepszą
wiadomością. – Doktor Oishima twierdzi, że wyruszył w góry, by odnaleźć swoją
koleżankę z instytutu, która zaginęła podczas prowadzenia badań na tamtym
obszarze. Kiedy jednak rozbił obóz, żeby przenocować, zaatakowała go grupa
zamaskowanych mężczyzn. Niewiele mógł nam o nich powiedzieć, ale jednemu zdołał
się przyjrzeć. Na bazie jego zeznań sporządziliśmy portret pamięciowy tamtego
typa i… – odchrząknął sugestywnie, bez przekonania podając przełożonemu teczkę.
– Lepiej będzie, jeżeli sam rzuci pan na to okiem, generale.
Teczka otworzyła się z cichym szelestem
rozchylanej, tekturowej okładki, a ciężki wzrok generała spoczął na
umieszczonym wewnątrz rysunku.
– Nie wierzę… Co ten chłopak najlepszego
wyprawia? – warknął surowo mężczyzna,
Szybkim ruchem zamknął teczkę i
rzucił ją niedbale na blat. Potem złapał słuchawkę wysłużonego telefonu, który
stał niemal tuż przed nim, wdusił dwa czy trzy przyciski na klawiaturze i
zawołał twardo: – Tu generał Joseph Smith, przyślijcie mi helikopter.
Natychmiast! Mam z kimś do pogadania – dokończył nieco ciszej, nerwowo
odkładając słuchawkę na swoje miejsce.
***
Bugsy stał z czołem przyklejonym do
szyby i spoglądał do wnętrza szpitalnej sali, gdzie w sterylnym otoczeniu leków
i aparatury medycznej, leżał wielki, czerwony owad. Scizor oddychał spokojnie,
miarowo, pancerz na jego klatce piersiowej unosił się i opadał ledwie widocznie.
Stojąca u boku Bugsy’ego Nathaly również patrzyła przez szkło, w myślach
dziękując wynalazcy środków uspokajających dla Pokemonów. Dlaczego Scizor
zawsze nie może być tak spokojny?
– Piękny – mruknął pod nosem Bugsy,
wzdychając z zachwytu nad śpiącym Pokemonem. – Dlaczego za każdym razem musisz
oddawać go do kontroli? Czy Scizor na coś choruje?
– Nie, to nie tak. – Nathaly odwróciła
się i oparła plecami o szklaną ścianę. – On jest… Jak by to powiedzieć, ma
kłopoty z agresją. Nie kontroluje się. Ja nie potrafię go kontrolować. Zresztą…
chyba nawet nie odważyłabym się spróbować.
– Hmm… nie obraź się, ale dlaczego
trzymasz w drużynie Pokemona, którego się boisz? – zapytał Bugsy.
Nathaly początkowo nie chciała
odpowiadać na to jakże niewygodne dla niej pytanie, ale w oczach młodego lidera
wyczytała, że nie miał na myśli nic złego. Po prostu chciał pomóc. Zupełnie
tak, jak wcześniej ona chciała pomóc Bugsy’emu.
– Wiesz, ja… nie lubię o tym mówić, ale
sytuacja Scizora nie wygląda zbyt ciekawie. Musiałam go wziąć. Gdybym go nie
wzięła… No, po prostu policja i właściciele Parku Narodowego, w którym go
złapałam, uznali, że Scizor stwarza zbyt duże zagrożenie dla otoczenia i jeśli ja nie zdecyduję się go zatrzymać, to musi zostać przeznaczony do likwidacji.
– Do likwidacji? Jak to? – Przejęty
wzrok Bugsy’ego utkwił w strapionej twarzy Nathaly.
– To znaczy, że Scizor… zostałby
uśpiony. Dlatego nie mogłam go zostawić. Rozumiesz?
Bugsy zdążył zaledwie skinąć głową,
zanim zaczęło się nowe zamieszanie. Kolejne tego dnia, a które w tym tygodniu –
nad tym Nathaly nawet nie zamierzała się zastanawiać.
Zaczęło się niewinnie. Gdzieś z końca korytarza dobiegły do nich głosy dwóch rozmawiających kobiet, które w jednej chwili zagłuszył nieprzyjemny dla uszu dźwięk tłuczonego szkła. Nathaly i Bugsy momentalnie rzucili się na ziemię, a ułamek sekundy później rozmazany, czerwony kształt przemknął z zawrotną prędkością nad ich głowami. Siostra Joy i oficer Jenny, które akurat przechodziły obok, rozmawiając, momentalnie przylgnęły do ściany korytarza, cudem unikając stratowania przez pędzącego na oślep Scizora.
Zaczęło się niewinnie. Gdzieś z końca korytarza dobiegły do nich głosy dwóch rozmawiających kobiet, które w jednej chwili zagłuszył nieprzyjemny dla uszu dźwięk tłuczonego szkła. Nathaly i Bugsy momentalnie rzucili się na ziemię, a ułamek sekundy później rozmazany, czerwony kształt przemknął z zawrotną prędkością nad ich głowami. Siostra Joy i oficer Jenny, które akurat przechodziły obok, rozmawiając, momentalnie przylgnęły do ściany korytarza, cudem unikając stratowania przez pędzącego na oślep Scizora.
– Wielkie nieba! Co się stało? – zapytała
pielęgniarka, cała w nerwach.
Pani Coldfire odruchowo poprawiła swój
brązowy kaszkiet i podbiegła do dwójki nastolatków. Nathaly podniosła głowę,
otrzepując się z kawałków roztrzaskanego szkła i w panice popatrzyła na znajomą
policjantkę.
– To Scizor – wyrzuciła z siebie,
oddychając ciężko. – Uciekł. Chyba leki uspokajające przestały działać.
– Leki? – Siostra Joy popatrzyła na nią,
nieco skołowana. – Jakie leki? Nic mu nie podawałam. Leżał tak spokojnie…
– Czyli, że Scizor nie spał? O nie,
Bugsy, on to wszystko słyszał. Słyszał wszystko to, co ci opowiadałam. Dlatego
tak zareagował. Wiedziałam, że tak będzie. Muszę go znaleźć!
Nathaly, jakkolwiek przestraszona by nie
była, chciała czym prędzej ruszyć na poszukiwanie Pokemona. I pobiegłaby
pewnie, gdyby nie oficer Jenny, która w ostatniej chwili złapała ją za ramię.
– Stój, dokąd pędzisz? – rzuciła twardo.
– Poczekaj, aż Scizor trochę ochłonie. Teraz mógłby zrobić ci krzywdę, albo…
– Pani nic nie rozumie, pani Coldfire –
przerwała jej dziewczyna, kręcąc w panice głową. – Mój Scizor jest zaczipowany.
– Jasny szlag by to… Jedziemy! – ryknęła ostro Jenny,
nie puszczając nawet ramienia Nathaly, tylko ciągnąc ją prędko za sobą.
Uf uf *odkurza*
OdpowiedzUsuńJa już po sesji, niestety zakończonej bardzo niepozytywnym wrześniem... (jestem tym zdołowana masakrycznie, naprawdę...)
Nie zmienia to jednak faktu, że jak najbardziej mam teraz wolny czas i myślę, że w przerwie na chodzenie do pracy chętnie spożytkuję go na nadrobienie przygód Nathaly w Johto, bo chyba też się za jej postacią nieco stęskniłam ^^
Co do pomocy w szablonie bądź stworzenia w miarę znośnej podstrony - I'm finally here, więc jakbyś miała ochotę do mnie napisać na Facebooku: Marta Łucja Miazek bądź jeśli wolisz na mejlu: marta.lucy.miazek@gmail.com to mogłybyśmy obgadać wszystko i zobaczyłybyśmy, co jestem w stanie dla Ciebie zrobić!
Pozdrawiam serdecznie i obiecuję tu jeszcze wrócić w najbliższym czasie ♥
Zaprosiłam :) Dalej pogadamy "za kulisami", odezwij się proszę kiedy będziesz miała chwilę.
UsuńNo i muszę kolejny Twój rozdział dzisiaj przyswoić. Biedna Nathaly, przyjechała do tego Johto i wszyscy gwałcą jej umysł, a to pobierają informacje, a to hipnotyzują, wbrew jej woli, nawet w trakcie snu. Biedna. Pod koniec czuję wpływy bloga Michała, czy będzie jakaś rozróba? Wojsko, armia, strzelanka, masowe pokewalki? O to może być ciekawe. No nic trzeba czytać dalej :D
OdpowiedzUsuń