Przedświąteczne zamieszanie - nagroda główna

                -Jak ja tego nie cierpię – warknęła pod nosem Nathaly, przeciskając się przez tłumy ludzi, stłoczone w centrum handlowym. Viridian City nie było najlepszym miejscem dla amatorów zakupów. Dominowały tu małe sklepiki, przekazywane z pokolenia na pokolenie i istniejące już tylko dzięki stałym klientom i sąsiadom ich właścicieli. W całym mieście były tylko dwa, może trzy markety i jedno jedyne centrum handlowe, które zawsze w okresie przedświątecznym przeżywało istne oblężenie. Trenerka westchnęła ciężko i mruknęła raz jeszcze – Nienawidzę zakupów...
                 Raichu, w przeciwieństwie do niej, czuła się jak Seaking w wodzie. Biegała to tu, to tam, bez najmniejszego problemu buszując pomiędzy nogami setek ludzi wędrujących po sklepie w ogromnym pośpiechu. Tutejsi sprzedawcy doskonale znali dwie podstawowe zasady handlu: do portfela rodzica najłatwiej dotrzeć przez dzieci, a do portfela trenera przez jego Pokemony. Troskliwy trener nie odmówi swojemu pupilkowi markowej, limitowanej karmy o smaku świątecznego piernika, ani ozdabianej świątecznymi dzwoneczkami obroży, ani płynu do kąpieli o zapachu świątecznej choinki. W ogóle było bardzo wiele „świątecznych” rzeczy, które łatwo dało się wykorzystać do wabienia Pokemonów, a co za tym idzie ich opiekunów, a wraz z nimi oczywiście pieniędzy. Toteż sklepowe alejki aż roiły się od degustacji, prezentacji i darmowych próbek. Na szczęście Raichu miała na tyle oleju w głowie, by wiedzieć, że większość z tych rzeczy nie jest jej ani potrzebna, ani nie mieści się w zasięgu portfela Nathaly. Faktycznie, ceny w viridiańskim centrum handlowym szybowały w górę na święta, jak Butterfree na wiosnę. Pod przykrywką promocji i obniżek czaił się wielki potwór, żywiący się banknotami i kartami kredytowymi ogarniętych zakupowym szałem klientów.
                 Nathaly miała niemały problem, taki sam zresztą, jak co roku. Święta zbliżały się wielkimi krokami, dlatego nadeszła najwyższa pora, żeby postarać się o prezenty dla przyjaciół. Nie było wyjścia. Dziewczyna musiała jakoś opanować swoją niechęć do zakupów i wyruszyć na przedświąteczne łowy. Jak do tej pory jednak nic odpowiedniego nie wpadło jej w oko.
                -Chyba łatwiej byłoby złapać legendarnego Pokemona – stwierdziła umęczonym głosem i odetchnęła – Może ty coś znalazłaś?
                Trenerka popatrzyła z nadzieją na Raichu, ale szybko zorientowała się, że stworka nie ma nigdzie w zasięgu jej wzroku.
                -Raichu? - zapytała niepewnie, a jej głos momentalnie utonął w gwarze rozmów i dźwiękach kroków innych klientów – No ładnie, teraz muszę znaleźć nie tylko prezenty, ale i ją.
                Niezadowolona z obrotu sprawy trenerka ruszyła przed siebie, starając się utorować sobie drogę w tłumie ludzi. Wreszcie udało jej się wydostać na nieco luźniejszą przestrzeń. Zupełnie nie mając pomysłu, w którą alejkę skręcić, rozejrzała się bezradnie w obie strony. Jej uwagę przykuła jedna ze sklepowych wystaw. Za wysoką na niemal dwa metry szybą znajdowało się wielkie akwarium, w którym pływał przepiękny Goldeen. Łuski Pokemona były tak zadbane i błyszczące, że odbijając światełka kolorowych lampek, zdawały się same świecić różnokolorowym blaskiem. Nathaly podeszła bliżej, jak małe dziecko przyciskając nos do zimnej szyby. Goldeen podpłynął do niej i przyjrzał się jej z ciekawością, kilka razy powoli otwierając i zamykając usta, jak to ryby mają w zwyczaju. Dziewczyna utkwiła nieruchomo wzrok w ślicznym stworku, kompletnie zapominając o całym świecie. Zamyśliła się tak głęboko, że niemal rozbiła czołem szybę, kiedy po drugiej stronie akwarium pojawił się roześmiany pyszczek jej podopiecznej.
                -Auć – jęknęła, masując obolałe czoło.
                -Drzwi są tutaj – zaśmiał się ktoś melodyjnym, dziewczęcym głosem. Nathaly odwróciła się i przez chwilę nie mogła skojarzyć roześmianej dziewczyny, która spoglądała na nią z wejścia do sklepu.
                -No co tak patrzysz? Chyba nie uderzyłaś się aż tak mocno, żeby mnie nie poznawać? – zaśmiała się tamta po raz drugi. Miała niespełna dwadzieścia lat, ale wyglądała bardzo młodo. Złociste włosy do ramion i świdrujący wzrok w mig przypomniały Nathaly z kim ma do czynienia.
                -Ellie? - zapytała, uśmiechając się szeroko do blondynki – Co ty tu robisz? Miałaś być w Sinnoh.
                -Byłam – odparła bez zastanowienia Ellie – Mój nowy szef wysłał mnie z kampanią promocyjną do Viridian. Na czas świąt prowadzę tu stoisko z odnową biologiczną dla Pokemonów. Może chciałabyś wejść na chwilkę? Dla was oczywiście gratis – dziewczyna uśmiechnęła się i puściła oczko do Raichu, która wyglądała na bardzo zachęconą tą propozycją.
                -No dobrze, chyba możemy zostać na parę minut – Nathaly uprzejmie skinęła głową.
                Wnętrze przypominało salon kosmetyczny dla ludzi, z tą różnicą, że poustawiane na półkach kosmetyki służyły do pielęgnacji Pokemonów. Ellie od razu wskazała ręką na wysoki fotel, na który Raichu wskoczyła w ułamku sekundy.
                -No dobrze, może zacznijmy od sierści – zaproponowała Ellie. Delikatnymi ruchami rozsmarowała na pomarańczowym futerku specjalny płyn, który w jednej chwili spienił się tak mocno, że Raichu przypominała wielką kupkę bitej śmietany z długimi uszami i ogonem – I już – Ellie spłukała całą pianę letnią wodą, po czym sięgnęła po suszarkę.
                -Rai rai! - pisnęła przestraszona Raichu, kiedy nagły podmuch gorącego powietrza uderzył w jej łebek. Podskoczyła i mimowolnie uwolniła cienką błyskawicę, zanim zdołała się powstrzymać.
                -Auć! - krzyknęła Ellie.
                 Na szczęście zdążyła puścić suszarkę, zanim Raichu spowodowała w niej zwarcie. Iskrzący prąd elektryczny przesunął się po kablu, aż do kontaktu w ścianie, a chwilę potem coś zasyczało i w tym samym momencie zgasły wszystkie światła.
                -No ładnie – jęknęła Nathaly, wyglądając na korytarz. Jak okiem sięgnąć nie dało się wypatrzyć ani jednej zapalonej lampki.
                -O rany, co ja narobiłam? - Ellie aż złapała się za głowę.
                -Co my narobiłyśmy – poprawiła ją trenerka. Miała powiedzieć coś jeszcze, ale do jej uszu dobiegł płacz. Nie było to jednak pojedyncze szlochanie, o nie. Płacz wyraźnie dobiegał z kilkunastu dziecięcych gardeł.
                -Sprawdźmy to – zaproponowała Elaine i machnęła na koleżankę ręką.
                Dotarły do głównego holu, gdzie wokół ogromnej choinki stała całkiem spora grupka zaskoczonych klientów, wśród których zdecydowaną większość stanowili rodzice, którzy bezskutecznie próbowali uspokoić swoje rozpłakane pociechy.
                -Światełka! Chcę światełka! - chlipała jedna z dziewczynek.
                -Choinka się zepsuła – popiskiwał inny maluch.
                -Super – westchnęła ciężko Nathaly – Rozwaliłyśmy święta połowie miasta.
                -Nie przejmuj się tak – Ellie uśmiechnęła się do niej pogodnie – Zaraz na pewno to naprawią. A tymczasem chyba mogę coś na to poradzić.
                Blondynka odpięła jeden z doczepionych do złotej bransoletki Balli i wypuściła swoją podopieczną. Flareon ziewnęła krótko, po czym usiadła na ziemi, wlepiając mądre spojrzenie w swoją opiekunkę.
                -Flareon, bądź tak miła i dodaj trochę światła temu drzewku. Użyj Ogników.
                 Stworek przytaknął i od razu otworzył pyszczek, posyłając w górę chmarę małych, jasnofioletowych płomyczków. Ogniki zawirowały wokół choinki i osiadły na jej gałązkach, nie uszkadzając drzewka w najmniejszym stopniu. Zachwycone dzieciaki zaczęły piszczeć z radości i klaskać w dłonie.
                -No i już – uśmiechnęła się Elaine, głaszcząc pupilkę po przepięknym futerku.
                -Uff – Nathaly odetchnęła z ulgą – Teraz przynajmniej już nas nie zlinczują.
                -Daj spokój, przecież nikt nie wiedział, że to nasza wina. Ale na wszelki wypadek – blondynka zawiesiła na chwilę głos i szepnęła do towarzyszki z bardzo poważną miną – lepiej stąd zniknijmy na jakiś czas.
                -Tak myślisz? - Nathaly popatrzyła na nią zaniepokojona.
                 Ellie przez chwilę zachowywała kamienny wyraz twarzy, po czym parsknęła serdecznym śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz