22. How to bug the bug?

                – Łaa!… Co to za Pokemon? – Abby aż uchyliła usta z zachwytu nad kamiennym posągiem naturalnych rozmiarów. Był wykonany z takim realizmem i dbałością o szczegóły, że wykute w kamieniu oczy stworka zdawały się niemal wodzić za przechodzącymi ludźmi.
                – To Slowpoke. Pochodzi z Kanto, ale z tego co tu jest napisane, dawni mieszkańcy Azalea uważali go za świętego i wybrali na opiekuna miasta – wyjaśniła Nathaly, podnosząc się znad drewnianej tabliczki, na której widniał krótki opis tego jakże urokliwego miejsca. Przydatna sprawa, pomyślała trenerka, ale ktokolwiek umieścił tam tę tabliczkę, mógł to zrobić przynajmniej odrobinę wyżej.
                Studnia Slowpoke’ów, bo przy niej właśnie dziewczyny się znajdowały, bardziej niż studnię przypominała raczej fontannę. Wysoki na ponad pół metra murek okalał płytki brodzik, w którym chlupała idealnie czysta woda. Na dnie, jak na dłoni, można było podziwiać całą kolekcję monet z różnych miast i regionów, powrzucanych tam – zgodnie z tradycją – na szczęście. Na środku, na betonowym podwyższeniu, leżał kamienny Slowpoke. Leżał i patrzył. Nathaly, która kilka razy miała już okazję spotkać tego Pokemona, od razu pomyślała, że gdyby nawet leżał tam zwyczajny, żywy Slowpoke, pewnie nie byłby o wiele bardziej ruchliwy od tego wykutego w skale. Z jego uchylonego pyska ściekała cienka stróżka wody, tak powoli, że nie pieniła się nawet, wpadając do brodzika.
                – No dalej Nath, wyskakuj z drobniaków! – pisnęła entuzjastycznie Abby. Kiedy jednak Nathaly spojrzała na nią sceptycznie, z miejsca się naburmuszyła. – No co, nie chcesz mieć szczęścia?
                – Nie jestem przesądna.
                – Raaany, ale z ciebie maruda…
                Nathaly uśmiechnęła się lekko i mimo wszystko sięgnęła po portfel.
               – Ale tylko po jednym – przykazała surowo, otwierając przed Abby ich wspólny skarbiec. Jakiś czas temu dziewczyny, po burzliwej dyskusji i wymianie nie zawsze racjonalnych argumentów, ustaliły wreszcie za obopólną niezgodą (zwłaszcza ze strony Abby), że to Nathaly będzie odpowiedzialna za ich fundusze.
               – No jasne, że po jednym. Musi przecież wystarczyć na lody – odparła poważnie Abby, już snując plany na słoneczne popołudnie, które było przed nimi.
               Ustawiły się obie tuż przy murku, tyłem do fontanny.
               – Pomyśl życzenie i na trzy – zarządziła Abby, obracając w dłoni złoty pieniążek.
               Nathaly pokręciła głową. Nie wierzyła w takie pierdoły, ale spróbować nie zaszkodzi. Tylko czego mogłaby sobie życzyć? Odpowiedni pomysł sam wskoczył jej do głowy w parę sekund. Sam. Od kiedy zniknął nie wiadomo gdzie kilka dni temu, Nathaly nie mogła przestać myśleć o tym wszystkim, co nagadał jej podczas ich ostatniej rozmowy. Miała więc swoje życzenie. Żeby Sam wrócił bezpiecznie, gdziekolwiek poszedł.
               – Trzy! – wykrzyknęła wesoło Abby i zaraz potem dwa ciche pluski rozległy się za jej plecami.
               – A teraz do interesów… – mruknęła pod nosem Nathaly. Zaczepiła pierwszą osobę, która przechodziła obok, i zapytała o drogę do sali lidera.
               – To będzie prosto, potem w prawo i do końca taką wąską uliczką, aż dojdziecie do granicy lasu – wytłumaczyła elegancko ubrana kobieta w średnim wieku. Opuściła nieco swoje wielkie okulary przeciwsłoneczne i szybkim spojrzeniem zmierzyła Nathaly od stóp do głów. – Jeśli liczysz na pojedynek z Bugsym, słonko, na twoim miejscu nie nastawiałabym się za bardzo.
               – Kto to jest Bugsy? Tutejszy lider?
               Kobieta skinęła lekko głową.
               – Biedne dziecko, ostatnio trochę choruje i musiał na jakiś czas zrezygnować z prowadzenia Sali.
               – Co? Nie… – jęknęła Nathaly zrezygnowanym głosem. – Czy naprawdę mam aż takiego pecha? To już drugie miasto z rzędu, w którym nie mogę zawalczyć o odznakę.
               – O, chyba źle mnie zrozumiałaś. O odznakę możesz walczyć bez problemu. Władze miasta pomyślały rozsądnie i napisał wniosek do zarządu Ligii Pokemon o wyznaczenie zastępstwa na czas choroby Bugsy’ego. Z tego co wiem, sala funkcjonuje już normalnie od kilku dni, także nie widzę problemu, żebyś się tam udała.
               – Naprawdę? Dziękuję pani serdecznie! – zawołała Nathaly i pełna entuzjazmu, pobiegła we wskazanym kierunku.
 
***
 
               Sala Bugsy’ego wyglądała zupełnie tak, jakby ktoś przeniósł fragment lasu do ogromnej szklarni. Albo w drugą stronę – jak gdyby wzniesiono budynek bez wcześniejszego karczowania lasu z miejsca, na którym miał on stać. Kilkunastometrowa, oszklona kopuła na betonowej podbudowie kryła pod sobą nie tylko liczne drzewa i krzewy, ale i proste, kwadratowe boisko, wyznaczone ot tak, na udeptanej ziemi. Nathaly stała niepewnie na miejscu dla wyzywających, spoglądając co chwilę na gotowego do pracy arbitra, który uśmiechał się do niej zachęcająco. Była zmieszana jak mało kiedy przed oficjalnym pojedynkiem, bo oto naprzeciwko niej stała dwójka cudaków – inaczej określić się tego nie dało. Mężczyźni w wieku niby poważnym, bo na oko koło czterdziestki, wyglądali jakby na siłę wcisnęli się w niestosowne do swoich lat, harcerskie mundurki. Dla żartu czy nie, tego Nathaly nie potrafiła rozgryźć. Ich włosy, z natury zapewne ciemniejsze, wyglądały jak krajobraz po wojnie, potraktowane tanią farbą w odcieniu bladego fioletu. Jeden z mężczyzn, wysoki i krępy, ten, któremu harcerskie krótkie spodenki dosłownie wżynały się w balerony, wymachiwał zawzięcie siatką do łapania owadów tuż przed nosem swojego towarzysza. Towarzysz ów, znacznie niższy człowiek przeciętnej postury, w odpowiedzi próbował zdzielić tamtego w głowę masywną lupą, którą dzierżył w dłoni. Obaj mężczyźni kłócili się o coś półgłosem, kompletnie nie zwracając uwagi ani na Nathaly, ani na mający się lada chwila zacząć pojedynek.
               Wreszcie dziewczyna nie wytrzymała i podeszła do arbitra, odchrząkując znacząco.
               – Przepraszam, czy na pewno to ci dwaj zastępują lidera? – zapytała uprzejmie, ale z powątpiewaniem.
               – Tak, tak. Niczym się nie przejmuj – odparł spokojnie arbiter, machając dłonią. – Oni tak zawsze.
               – Ale jak zawsze? – Dziewczyna skrzywiła się. – Mieliśmy walczyć, a oni co? Naradzają się już chyba z piętnaście minut.
               – Oni się wcale nie naradzają.
               – W takim razie co tam robią?
               – Kłócą się – odpowiedział arbiter jak gdyby nigdy nic.
               – Jak to kłócą? – Nathaly ze zdziwienia aż zrobiła głupią minę.
               – Po prostu. Ten duży, to prezydent lokalnego fanklubu Bugsy’ego, a mniejszy to wiceprezydent. Przy każdej okazji zaczynają sprzeczkę, który z nich jest wierniejszym fanem naszego lidera.
               – W takim razie, bez urazy, ale dlaczego Liga wybrała na zastępstwo takich dwóch pajaców?
               – O, to proste. Bo chociaż czasem zachowują się jak sześciolatki, są naprawdę dobrymi trenerami. Najzdolniejszymi z wszystkich trenujących pod okiem Bugsy’ego.
               – Serio? – Dziewczyna westchnęła ciężko, wznosząc oczy ku górze. Ten cały Bugsy musi być jakimś lokalnym szpanerem-celebrytą, pomyślała. Nie dość, że ma swój własny fanklub, to jeszcze trenuje jakichś nieprofesjonalnych dziwaków. Na prośbę arbitra wróciła na swoje miejsce i półgłosem mruknęła do Raichu: – Jeżeli ci dwaj zaraz cię nie uspokoją, to naprawdę będziemy musiały poszukać innej sali.
               O dziwo jednak, ledwie sędzia pojedynku uniósł obie swoje chorągiewki, po stronie zastępujących lidera mężczyzn zapadła momentalna cisza.
               – Rozpoczynamy oficjalny pojedynek o Odznakę Ula, pomiędzy trenerką z Viridian City w regionie Kanto, Nathaly Root, a pełniącymi tymczasowo obowiązki lidera Buzzem i Bryanem z Azalea. Każda ze stron musi użyć jednocześnie dwóch Pokemonów. Aby wygrać, należy wyeliminować obydwa Pokemony strony przeciwnej. Nie ma ograniczeń czasowych. Jako pierwsi Pokemony wybierają gospodarze.
               Arbiter skończył przydługawą formułkę i skinął głową w stronę dwójki mężczyzn. Tamci czekali już w gotowości i ledwie zostali o to poproszeni, natychmiast rzucili przed siebie Ballami. Na polu walki ukazały się ich Pokemony: mały, żółty kokon z błyszczącym pancerzem osłaniającym całe jego ciało oraz znacznie od niego większy pająk, o jaskrawych, ostrzegających barwach. Mniejszego ze stworków Nathaly znała bardzo dobrze. W jej ukochanym lesie Viridian Kakunę można było spotkać na co trzecim drzewie. Jednak groźnie wyglądającego pajęczaka nie widziała nigdy wcześniej. Podążając za swoim trenerskim zwyczajem, natychmiast zeskanowała go Pokedexem.
               – Ariados, robaczy Pokemon o podtypie trującym. Specjalne wypustki na odnóżach pozwalają mu wspinać się nawet po najgładszych powierzchniach. Ariados jest niezwykle przebiegły i niebezpieczny. Po upatrzeniu ofiary niepostrzeżenie przyczepia do niej koniec cieniutkiej nici i puszcza ją wolno, by potem, jak po nitce do kłębka, dotrzeć za ofiarą do jej stada.
               – Oba typu robak/trucizna. – Dziewczyna rozpoczęła swoje kalkulacje, mrucząc pod nosem trochę do siebie, trochę do Raichu. – Najrozsądniej byłoby wysłać tam Cyndaquila, ale taka Kakuna nie należy do najzwinniejszych Pokemonów. To idealna okazja, żeby Wooper nabrał trochę doświadczenia. W takim razie…
               Kolejne Pokeballe świsnęły w powietrzu i przed trenerką pojawiły się dwa stworki. Oba podekscytowane nadchodzącym pojedynkiem i pełne energii.
               – Dobra chłopaki, skupcie się teraz – zawołała Nathaly. – Wooper, to już nie jest zabawa. To prawdziwy, oficjalny pojedynek. Bądź czujny, słuchaj co mówię i pamiętaj, że gdyby coś, to Swinub jest obok.
               Mały, brązowy stworek zachrumkał dziarsko na potwierdzenie tych słów, a Wooper od razu poczuł się pewniej.
               – Walczcie! – rozległo się wołanie arbitra.
               – Wooper, Bąbelki w Kakunę! Swinub, Odłamki Lodu w Ariadosa!
               – Ariados, Strzał Nicią! – odparł najspokojniej w świecie niższy z mężczyzn. Ten miał chyba na imię Bryan, przynajmniej tak udało się Nathaly wywnioskować z wcześniejszej sprzeczki tej dwójki.
               Zanim Pokemony dziewczyny rozpoczęły atak, Ariados zrobił coś, co już na pierwszy rzut oka wyglądało na wyćwiczony wielomiesięcznym treningiem manewr. Złapał Kakunę swoimi długimi odnóżami i w trzy sekundy owinął ją lepką nicią, a potem przyczepił do swojego odwłoku. Kiedy wreszcie podopieczni Nathaly rozpoczęli atak, Ariados pochylił się tylko w przód, zasłaniając się swoim kompanem jak tarczą. Błyszczący pancerz Kakuny przyjął wszystko na siebie i nie została na nim nawet najmniejsza ryska.
               Dziewczynie dosłownie opadła szczęka. Od razu cofnęła w myśli wszystkie wcześniejsze uwagi o braku profesjonalizmu przeciwników.
               – A, taka strategia… – mruknęła cicho.
               – Ha ha. Zaskoczona? – Buzz, czyli ten wielki i masywny, wyszczerzył zęby, bardzo z siebie zadowolony. – Większość trenerów jest zdania, że najważniejszy w walce jest atak. Niedocenianie znaczenia obrony to poważny błąd.
               – Oczywiście samą obroną wygrać się nie da – zawtórował mu Brian. – Dlatego, Ariados, Trujące Ukłucie!
               – Uważajcie, unik!
               Pokemony Nathaly uskoczyły czym prędzej, ale Ariados okazał się nad wyraz zręczny. Jego błyszczące odnóża bez problemu dosięgnęły obu stworków. Swinub i Wooper zapiszczały boleśnie, jednak szybko doszły do siebie.
               – Jak to? Trucizna nie działa? – Tym razem to Brian wyglądał na zdziwionego.
               Nathaly uśmiechnęła się.
               – Ja też nie wybierałam strategii na chybił trafił – odparła pewnie. Zwiększona odporność Woopera i Swinuba na truciznę była pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślała, kiedy poznała typ Pokemonów rywali. Teraz trzeba było jeszcze wymyślić sposób na obejście obrony.
               – Ariados może chować się przed ruchami specjalnymi, ale nie będzie w stanie cały zasłonić się Kakuną przy bezpośrednim ataku. Spróbujmy tym tropem – pomyślała. – Swinub, pokaż im swój Buldożer!
               Swinub zaczął czym prędzej podskakiwać w miejscu. Skoncentrowana fala drgań ruszyła z niszczycielską mocą na rywali, ryjąc w ubitej ziemi niczym pędzący pług. Buzz ani Brian nie stracili jednak rezonu.
               – Kakuna, Ochrona – odparł ten pierwszy ze stoickim wręcz spokojem.
               Ariados nie cofnął się przed pędzącym na niego atakiem. Nie musiał. Półprzezroczysta, bladozielona kopuła ochronna Kakuny zamknęła ich oboje w swym wnętrzu, zapewniając bezpieczne schronienie. Nathaly wytrzeszczyła oczy. Ta Kakuna musiała być naprawdę solidnie wytrenowana. Jeszcze nigdy nie spotkała stworka tego gatunku, który opanowałby używanie Ochrony.
               – Pora na cięższy kaliber – oświadczył twardo Brian. – Atakuj Hiper Promieniem!
               – Nie pozwolimy na to! Wooper, Błotny Strzał! Swinub, Odłamki Lodu!
               – Kakuna, wiesz co robić!
               Ochronna kopuła Kakuny po raz kolejny osłoniła Ariadosa przed błotnymi i lodowymi pociskami. Wooper pisnął zawiedziony, widząc, że jego pierwsza oficjalna walka nie układa się tak jak powinna. Doskoczył nieco bliżej przeciwników i zaczął z całą zawziętością bombardować zielonkawą barierę twardymi kulkami błota. Ochrona była jednak zbyt szczelna i zbyt mocna. Jedyne, co udało się zrobić Wooperowi, to wielki bałagan. Rozchlapujące się na wszystkie strony błoto, z pluskiem lądowało na ziemi, zamieniając twardy, ubity grunt, w grząskie bagno.
               – Wooper, uważaj, jesteś zbyt blisko – wołała Nathaly. Ledwie jednak zdążyła ostrzec zawziętego malucha, kopuła ochronna zniknęła, a nagły błysk Hiper Promienia oślepił ją na moment. – Wooper, nie!
               Dziewczyna nie widziała, czy jej podopieczny próbował uciec z drogi ataku. Widziała tylko, jak pada na ziemię kilka metrów dalej i długo się nie podnosi.
               – Wooper… – jęknęła.
               Swinub doskoczył do swojego kolegi, trącając go lekko ryjkiem. Wooper zapiszczał cichutko, ale nadal nie próbował wstać.
               – Zaraz będzie o jednego mniej – parsknął Brian. – Ariados, Kula Cienia!
               Ciemnofioletowe kule popędziły w stronę leżącego malucha. Swinub jednak nie zamierzał zostawić go bez pomocy. Nastroszył sierść i wystrzelił serię ostrych, lodowych odłamków, które bez trudu odparły wrogi atak.
               – Doskonale – pochwaliła go Nathaly, oddychając z ulgą.
               – Taki z ciebie ochroniarz? Zaraz zobaczymy. Ariados, Straszna Twarz! – wykrzyknął Brian po raz kolejny. Jego Pokemon spojrzał Swinubowi prosto w oczy i zrobił tak przerażającą minę, że biedny Swinub ze strachu aż zakopał się pod ziemię. – A teraz, na czym to stanęło? A, tak, Kula Cienia!
               – Biedny Wooper – pisnęła przestraszona Abby. Od początku pojedynku siedziała sobie na obalonym pniu, pozostawionym we wnętrzu sali pewnie tylko dla ozdoby, i zaciskała kciuki za Nathaly tak mocno, jak tylko umiała.
               Wooper rzeczywiście był biedny, bezbronny i skazany na atak bezwzględnego Ariadosa. Przynajmniej tak długo, aż w jednej chwili nie zapadł się pod ziemię, znikając przeciwnikowi tuż sprzed nosa. Nathaly odetchnęła po raz kolejny, kiedy ostatnia z kilku cienistych kul rozbiła się o ubłoconą ziemię.
               – Swinub, ratujesz nam skórę – powiedziała półgłosem.
               Swinub najwidoczniej usłyszał te słowa, bo wyskoczył spod ziemi tuż przed swoją trenerką i zachrumkał cicho. Potem odpalił kolejną serię Odłamków Lodu, które jednak Kakuna znów wzięła na siebie.
               – Nie tak łatwo, co? – Buzz uśmiechnął się nieco złośliwie.
               – Musimy coś wreszcie zrobić z tą obroną – mruknęła Nathaly. Rozejrzała się po polu walki. Ariados przebierał groźnie odnóżami, rozchlapując błoto na boki i czekając na kolejne polecenie swojego trenera. – Mam! – Krzyknęła Nathaly tak niespodziewanie, że aż stojąca przy niej Raichu podskoczyła ze strachu. – Swinub, zamroź błoto! Mroźny Wiatr!
               Brian zrobił tak niepewną minę, jakby już domyślił się, co knuje ich rywalka. Od razu kazał Ariadosowi uciekać na drzewo, ale było już za późno. Lodowaty podmuch w jednej chwili zamroził błoto wokół pajęczego Pokemona, unieruchamiając wszystkie jego odnóża.
               – Super! Teraz odczep od niego Kakunę!
               Na polecenie trenerki, Swinub podbiegł do rywali i zaczął memłać zwinnym ryjkiem ariadosową pajęczynę. Nie było to łatwe, jednak biała nić zaczęła powoli pękać. Ariados szamotał się, ale niewiele mógł zrobić. Jego opiekun zmarszczył brwi. Nie zamierzał się poddać.
               – Skoro chce bliskiego kontaktu… Załatw go Hiper Promieniem! – warknął.
               Ariados zaczął ładować atak, a Swinub ciągle siłował się z jego pajęczyną. Walka przerodziła się w wyścig z czasem. Komu pierwszemu uda się skończyć, ten zyska cenną przewagę. Z punktu widzenia Nathaly czas ciągnął się nieubłaganie; dopiero kiedy Swinubowi udało się wreszcie oderwać Kakunę od grzbietu Ariadosa i odepchnąć ją na spory kawałek, świat znów dla niej przyspieszył.
               – Odłamki Lodu! Z całej siły! – krzyknęła do Swinuba.
               – Chciałabyś! Ariados, atakuj teraz! – odkrzyknął natychmiast Brian.
               Lodowy stworek zaatakował jako pierwszy. Ostre jak sztylety fragmenty lodu trafiły pozbawionego wcześniejszej ochrony Ariadosa z bardzo bliska, zadając mu bardzo poważne obrażenia. Rywal nie pozostał jednak dłużny. Jego Hiper Promień wystrzelił z ogromną siłą, odrzucając oba Pokemony – zarówno atakującego, jak i atakowanego. Swinub i Ariados padły na ziemię niemal w tej samej chwili, oba niezdolne do walki. Gdzieś z boku czekała zdezorientowana Kakuna, prychając cicho.
               Arbiter zmierzył wzrokiem całe pole walki, istne pobojowisko.
               – Wyzywająca została bez zdolnych do walki Pokemonów – zaczął mówić, ale zanim zdołał skończyć zdanie, z wykopanej przez Swinuba ładnych parę minut temu dziury wychylił się niebieski łebek Woopera. Zaraz potem stworek wyskoczył na zewnątrz, w pełni sił i z wesołym „upa!” na powitanie.
               – Wooper? Wszystko w porządku? – Nathaly ucieszyła się, ale i zdziwiła na jego widok. Pomyślała kilka sekund i wreszcie skojarzyła fakty. – No jasne, użyłeś odnowy! – Pstryknęła palcami.
               – Upa-up! Upa-up! Upa! – wykrzyknął wesoło Pokemon, kiwając główką.
               – Świetnie! Możemy dalej walczyć!
               – Nie myśl sobie, że oddamy skórę tak łatwo! – wykrzyczał Buzz, choć Nathaly widziała na jego twarzy lekkie zakłopotanie. W istocie, od samego początku pojedynku Kakuna nie popisała się ani jednym ruchem ofensywnym. Jeśli faktycznie żadnego nie zna, to może to być najdziwniejszy pojedynek, w jakim Nathaly kiedykolwiek uczestniczyła. – Kakuna, użyj Stwardnienia!
               Pokemon usłuchał swojego trenera. Jego żółty pancerz błysnął jakby był czymś polakierowany. Nathaly westchnęła ciężko. Jeszcze więcej obrony, super – pomyślał z przekąsem.
               – Upa? – pisnął jej podopieczny i poczłapał do leżącego na ziemi kokonu, obchodząc go ze wszystkich stron. Wreszcie pochylił się nad nim i wypuścił z pyszczka jedną, całkiem sporą bańkę, która rozbiła się o pancerz Kakuny i z cichuteńkim „pyk” przeszła do historii. Nieporuszona tą demonstracją siły Kakuna prychnęła ostro i mrugnęła kilka razy oczami.
               – I co my teraz z tobą zrobimy? – Nathaly podrapała się w głowę, patrząc na to wszystko bezradnie.
               – Upa-pa upa! – Wooper zdawał się być jedynym, którego nie opuścił jeszcze dobry humor. Odwrócił się do Kakuny tyłem i zaczął wymachiwać swoim płaskim ogonkiem, łaskocząc ją po całym pancerzu.
               – Hej, co to ma być? – wykrzyknął spanikowany Buzz.
               – Łaskotanie? Skąd ty niby znasz ten ruch? – Nathaly uchyliła usta, nie mniej zaskoczona.
               – To chyba moja sprawka – przyznała się pokornie Abby, widząc zdziwienie przyjaciółki. – Wiesz, trochę się z nim bawiłam. Co poradzę, twój Wooper jest taki słodki. Kto by nie chciał wymiziać takiego maluszka?
               – Jesteś niemożliwa – parsknęła trenerka. Zdała sobie sprawę, że, o ironio, wszystko co Abby robi celowo, to jedna wielka sterta głupot i porażek, a jeśli zrobi coś przypadkiem, zawsze wychodzi to komuś na dobre.
               – Więc nie jesteś na mnie zła?
               – Zła? – Nathaly zaśmiała się krótko. – Abby, wiesz co robi ten ruch? Osłabia moc ataku przeciwnika i moc jego obrony też. Obrony, rozumiesz? Popatrz tylko. Wooper, wystarczy już. Teraz atakuj Błotnym Strzałem!
               Stworek odsunął się wreszcie od Kakuny, która przestała w końcu prychać i parskać, ale nie była jeszcze w stanie otrząsnąć z oczu drobnych łez, które zebrały się tam na skutek długiego śmiechu. Seria lepkich, błotnych kul uderzyła w jej pancerz, popychając Kakunę coraz dalej i dalej, aż wreszcie zatoczyła ją tuż pod nogi niezadowolonego trenera. Buzz bąknął coś pod nosem, widząc nieprzytomną podopieczną. Trącił Briana ramieniem i oboje wyciągnęli przed siebie Balle, przywołując do nich zmęczone Pokemony. Arbiter od razu ogłosił wynik:
               – Walczący w zastępstwie lidera trenerzy zostali pokonani. Mecz wygrywa wyzywająca.
               – Tak! Juhuuu! – Abby wydarła się na całe gardło, podskakując w miejscu.
               Rozpromieniona Nathaly popatrzyła na nią, a potem na Woopera, który z zatroskaną minką podreptał do Swinuba i pochylił się nad nim.
               – Nic mu nie będzie – uspokoiła go dziewczyna. – Musi tylko trochę odpocząć. – Wzięła Swinuba w ramiona, a do Woopera wyciągnęła otwartą dłoń. Stworek od razu przybił jej piątkę swoim spłaszczonym ogonkiem. – Dobrze się dziś spisałeś. Obaj się spisaliście – powiedziała Nathaly, z dumą gładząc sierść lodowego stworka. – A nawet wszyscy troje – dorzuciła na koniec, puszczając oczko do szalejącej z radości Abby.
 
***
 
               Niecały miesiąc wcześniej…
 
               – Bardzo się cieszę, Josephie, że tak szybko się zjawiłeś – powiedział Pryce do wąsatego, szpakowatego jegomościa, idącego obok niego prężnym, żołnierskim krokiem.
               – Nie miałem innego wyjścia – odparł tamten. – Nastraszyłeś mnie, że sytuacja jest niezwykle poważna. Powiedz jednak, dlaczego ściągnąłeś mnie tu, do Azalea Town. Przecież jesteś liderem w Mahogany, mam rację?
               – Tak, tak. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. – Pryce i drugi mężczyzna wymienili spojrzenia. Obaj mieli wzrok surowy i poważny. Pod tym względem pasowali do siebie jak bracia, a przecież byli tylko dobrymi znajomymi. – Proszę, wejdź.
               Pryce wskazał swojemu gościowi drzwi, na których wisiała nieduża, ofoliowana kartka, głosząca: „Biuro lidera sali Pokemon Azalea Town”. Niżej, drobniejszym druczkiem, była jeszcze informacja, że w sprawach służbowych innych niż pojedynki, Bugsy przyjmuje tylko w środy i piątki, do godziny czternastej. Weszli do środka, jednak wbrew temu co głosiła kartka, nie zastali tam Bugsy’ego. Był za to ktoś inny. Młody mężczyzna o długich, jasnych włosach i pustym spojrzeniu.
               – Poznajcie się – zaczął już od progu Pryce, zamykając za sobą drzwi. – To jest Morty, lider z miasta Ecruteak. A to – tu wskazał na szpakowatego mężczyznę – generał Joseph Smith, dyrektor Pokemon Protect Team, organizacji, o której ci opowiadałem.
               Morty pokiwał powoli głową.
               – Bardzo mi miło pana poznać, generale – powiedział i wyciągnął dłoń na powitanie, choć jego twarz nie zdradzała raczej, by było mu szczególnie miło. Właściwie, to nie zdradzała niczego.
               – Morty – Smith również skinął głową. – Słyszałem o tobie. Pokemony duchy, nie mylę się?
               – Dokładnie – Morty przytaknął.
               – No dobrze, panowie. Mówcie w czym rzecz.
               – Najpierw muszę pana o coś zapytać – rzekł powoli Morty, patrząc generałowi prosto w oczy. – Proszę powiedzieć, czy wierzy pan w zjawiska paranormalne?
               Joseph Smith zamilkł na chwilę, nie opuszczając wzroku. Wręcz przeciwnie, intensywnie badał nim puste oczy Morty’ego, szukając w nich choćby cienia odpowiedzi. Wreszcie przemówił:
               – Zdaje się, że to, czy wierzę w zjawiska paranormalne czy też nie, nie ma wpływu na ich faktyczne istnienie, bądź nieistnienie, prawda? Jeśli jednak obawiacie się mojej reakcji na to, co zapewne za chwilę usłyszę, mogę was zapewnić, że jestem człowiekiem otwartym na doświadczenia innych i sam też niejedno już w życiu widziałem. Mówcie więc śmiało, a jeśli tylko będę mógł, postaram się wam pomóc.
               Morty popatrzył na Pryce’a długo i w zamyśleniu. Wreszcie jednak uznał odpowiedź Smitha za satysfakcjonującą, bo oboje skinęli głowami, a starszy z liderów od razu wskazał ich gościowi krzesło. Usiedli wszyscy troje – Morty za biurkiem Bugsy’ego, na którym poniewierało się mnóstwo niepotrzebnych bibelotów zdobionych robaczymi motywami, a pozostali dwaj mężczyźni na wiklinowych krzesełkach naprzeciw niego.
               – Cieszy mnie pańskie podejście – zaczął lider z Ecruteak City, splatając dłonie i podpierając na nich brodę. – Musi pan bowiem wiedzieć, że duża część z tego, co pan tu usłyszy, została mi przekazana przez duchy.
               – Przez duchy? – zapytał Smith. W jego głosie nie było jednak ani ironii, ani niedowierzania. Czysta ciekawość.
               – Tak. Potrafię z nimi rozmawiać, ponieważ jestem medium. Większość z nich, to po prostu zagubione dusze Pokemonów, próbujące skontaktować się z byłymi trenerami, którzy wciąż chodzą po tym świecie. Ale niektóre są inne. Niektóre są czymś więcej, niż tylko duszami. Potrafią zaglądać w przyszłość, widzieć przeszłość. Ostrzegają… – Morty zawiesił głos, jakby nagle zabrakło mu słów.
               – Rozumiem, że zostałeś ostrzeżony? – generał pochylił się lekko w jego stronę, unosząc brwi.
               – Zaczęło się kilka miesięcy temu. – Morty oparł się wygodnie w obrotowym fotelu Bugsy’ego i wziął głęboki wdech, zaczynając opowieść. – Najpierw duchy uprzedziły mnie, że wkrótce w Johto pojawi się pięć mitycznych istnień, jak to określiły. Szybko domyśliłem się, że może chodzić tylko o legendarne Pokemony. Poznałem przyszłość każdego z nich, ale niestety były to bardzo lakoniczne informacje. Na razie udało mi się ustalić tylko tyle, że pierwszy ze stworów był w jakiś sposób ukryty lub zaginiony. Tylko jedna osoba wiedziała, gdzie go szukać. Dziewczyna.
               – Dziewczyna? To wszystko? – wtrącił się Smith, nie wytrzymując długiego milczenia w obliczu tak interesujących faktów.
               – Mówiłem, że informacje były lakoniczne. Zresztą, duchy same uprzedziły mnie, że widzą tylko to, co dane im jest zobaczyć. Nie odpowiadają za swoje wizje. Kontynuując, duchy kazały mi odnaleźć dziewczynę, zanim zdradzi ona nieodpowiednim ludziom, gdzie szukać pierwszego stwora. To był jedyny sposób, by powstrzymać wszystkie kolejne wydarzenia, które mają zakończyć się tragicznie.
               – Był?
               – Tak, był. Jak sam pan zauważył, trudno jest odnaleźć kogoś, jeśli zna się tylko jego płeć i w przybliżeniu wiek. Robiłem co mogłem, ale nie udało mi się na czas znaleźć tej dziewczyny. Na chwilę obecną wiem tyle, że pierwszy Pokemon dostał się w niepowołane ręce, a tym samym los pozostałych został przesądzony.
               – Co nie znaczy, że nie spróbujemy temu zapobiec, prawda? – odparł zdecydowanie Smith.
               – Między innymi po to się z tobą skontaktowaliśmy – przytaknął mu Pryce.
               – Rozumiem. A co wiadomo o pozostałych czterech Pokemonach?
               – Drugi miał zostać odkryty. Nie jestem pewien, ale to chyba też już się stało. Czasami, kiedy nie mogę z nimi porozmawiać, duchy próbują mi coś przekazać we śnie. Jednak im dalej od Ecruteak jestem, tym mniej wyraźne są ich głosy. Trzeci stwór ma być pokonany. Przez kogo i dlaczego, tego nie wiem. Czwarty natomiast ma zostać wykorzystany albo do czegoś użyty. Jak do tej pory o trzecim i czwartym nie dostałem żadnych nowych informacji.
               – A co z piątym?
               – I tu przechodzimy do tragicznego zakończenia. – Morty ponownie oparł się łokciami o biurko i podparł twarz na splecionych dłoniach. – Ma zostać zabity.
               Smith wyprostował się odruchowo na dźwięk tych ostatnich słów. Oczy same rozwarły mu się szeroko.
               – Chcesz mi powiedzieć, że walczymy o życie legendarnego Pokemona, którego los został już przesądzony, nie wiedząc o całej sprawie więcej, niż to kilka zdań.
               – Sam lepiej bym tego nie ujął – zgodził się Morty. – Ale to jeszcze nie wszystko. Zostałem też… ostrzeżony – mówił dalej – przed tym, co czeka niektórych ludzi. Najczęściej wizje dotyczyły mistrza Kurta, znanego twórcy Pokeballi.
               – Wiem doskonale o kogo chodzi – powiedział Smith. – Jeśli dobrze pamiętam, Kurt ma swoją pracownie właśnie w tym mieście.
               – Owszem, jego pracownia jest w Azalea. Problem w tym, że nie wiemy, gdzie jest sam Kurt – odparł cicho Pryce.
               – Jak to?
               – Mistrz Kurt został porwany kilka dni temu – wyjaśnił szybko Morty. Odczekał chwilę, aż generał Smith ułoży sobie w głowie tę nową informację, a kiedy zobaczył, że pierwszy szok powoli schodzi z jego twarzy, zaczął mówić dalej: – Krótko po tym, jak duchy po raz pierwszy powiedziały mi o pięciu stworach, dostałem inne ostrzeżenie, dotyczące właśnie mistrza Kurta. Powiedziały mi, żebym przestrzegł go przed wizytą nieznajomych, którzy będą szukać jakiegoś Pokeballa. Od razu przekazałem wszystko Bugsy’emu, a on uprzedził Kurta. Jakiś czas później Bugsy zadzwonił do mnie z informacją, że u Kurta faktycznie pojawiło się dwóch podejrzanych typów, którzy wypytywali go o Master Balle. Bugsy twierdził jednak, że Kurt odesłał ich z kwitkiem. Ale kiedy ostatnio jeden z duchów wezwał mnie i powiedział, że ktoś planuje porwać mistrza Pokeballi, nie zdążyłem odpowiednio zareagować. Natychmiast próbowałem skontaktować się z Kurtem albo z Bugsy’m, ale, jak się później okazało, w Azalea miała miejsce jakaś duża awaria łączności i ich telefony nie odpowiadały. A kiedy dotarłem tu osobiście, było już za późno.
               – To okropne – przyznał Smith kręcąc powoli głową. – Czy wiesz coś jeszcze? Może zapamiętałeś coś, co wydało ci się szczególnie ważne?
               – Tak. Może nie potrafię tego dokładnie powtórzyć, ale duchy powiedziały mi raz, że tę dziewczynę odnalazł jakiś młody człowiek o rozdartym sercu, szukający zemsty. To on miał wydobyć z niej sekret, gdzie znaleźć pierwszego mitycznego stwora. Co więcej, w sprawę miał być zamieszany Team Rocket. Dlatego to właśnie ich na pierwszym miejscu podejrzewamy o porwanie mistrza Kurta.
               – Tak jawnie porywać osoby publiczne? To do nich niepodobne.
               – Też tak pomyśleliśmy – zgodził się Pryce. – Musieliby mieć bardzo ważny powód.
               – Dobrze więc. – Generał Smith podniósł się z krzesła. Morty zrobił to samo. – Będziemy działać. Zbiorę i powiadomię moich ludzi. Włączę was też w sieć tajnych kanałów informacyjnych naszej organizacji. Musimy być w stałym kontakcie. Kto jeszcze wie o tym wszystkim.
               – Oprócz nas tylko Bugsy i Clair – odpowiedział Morty.
               – Clair?
               – Smocza liderka z Blackthorn City. Nie ma jej teraz z nami, bo zajmuje się Bugsym – wyjaśnił Pryce. – Chłopak bardzo przyjaźnił się z Kurtem i strasznie odczuł to, co się stało. Nie chcieliśmy zostawiać go samego w takim stanie.
               – A co z policją? Zawiadomiliście ich?
               – Powiedzmy, że nie mam z policją najlepszych kontaktów – odrzekł wymijająco Morty.
               Pryce, widząc pytający wzrok generała Smitha, dodał:
               – Myśleliśmy o tym. Baliśmy się jednak, że jeśli sami zaczniemy szukać winnych, a policja rozdmucha sprawę, stracimy tylko element zaskoczenia.
               – Dobrze, ja to załatwię. – Smith pokiwał powoli głową. – Często współpracujemy z policją. Mam u nich trochę zaufanych ludzi, pójdę z tym do kogo trzeba.
               – Rozumiem. Dziękujemy. – Morty skłonił głowę, wyrażając w ten sposób swoją wdzięczność.
               – Będziemy w kontakcie.
               Smith już miał wyjść z gabinetu, ale Morty zatrzymał go.
               – Jeszcze jedna sprawa – powiedział, po czym zamilkł na dłuższą chwilę. – Jednak w tej kwestii prosiłbym o szczególną dyskrecję.
               – Oczywiście – zapewnił zdecydowanie generał Smith.
               – Te mityczne stwory, o których pojawieniu się w Johto mówiły duchy… Cóż, nie jesteśmy pewni, czy to nie zwykły zbieg okoliczności, ale bardzo możliwe, że dwa z nich są właśnie pod naszą opieką.
               – Tutaj? W Azalea? – Smith popatrzył na młodego lidera z ciekawością. – Powiedz, co to za stwory?
               – To… Celebi i… i Mew.

9 komentarzy:

  1. HURRRA! Już myślałam, że się nie doczekam. Ty wiesz ile razy miałam nadzieję ze się przeniesiesz?! W końcu mogę komentować :D Wybacz na Onecie nie mogłam...nie ogarniałam tamtej strony.
    Chociaż będę musiała nadrobić WSZYSTKIE rozdziały...i to od pierwszego rozdziału podróży po Kanto... No z tym będzie słabo ale mam nadzieję, że będę wytrwała. No chyba, że pozwolisz mi czytać od rozdziałów z Johto(chociaż już mam część przerobioną z Johto. I jedno ci powiem: Abby <3) ;)
    Poza tym czy zrobisz stronę z Bohaterami? Lubie czytać takie strony xD
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No chyba, że pozwolisz mi czytać od rozdziałów z Johto" - No wiesz, to raczej nie jest kwestia tego, czy ja Ci pozwolę, czy nie ;p Ja się nie spinam, nie wyznaję dziwnych zasad typu "komentarz za komentarz" i ogólnie miło mi jak ktoś czyta, ale nie rozpaczam, jak stwierdzi, że nie czyta. To, czy i ile zdecydujesz się przeczytać, zależy wyłącznie od Twoich upodobań ;)
      Faktycznie, Blogspot z każdą chwilą zyskuje w moich oczach. Wszystko tu jest takie proste, a jak czegoś nie wiem, to da się wyguglować. Na wordpresie zaczęli mnie atakować płatnymi ustawieniami szablonu i to chyba przesądziło sprawę o przeprowadzce.
      Strona z bohaterami... Hmm... właśnie ciężko myślę, jak ten temat ugryźć. Nie chcę iść za bardzo w opis, więc bardzo możliwe, że jeśli strona w ogóle się pojawi, to ograniczę się do jakiejś grafiki, Pokemonów i ich ataków.

      Usuń
    2. Ja uwielbiam opisy bohaterów! Jak ktoś nie chce to po prostu niech czyta tylko ataki poków i podstawowe info o postaci xd
      Co do czytania rozdziałów do chodzi mi oto, że tych z Kanto jest 110 i troche tak...kiepsko xD
      Ps. Poza tym u mnie notka specjalna wiec jak nadgonisz inne rozdziały to mozesz sobie przeczytać(powinno ci sie spodobać ze względu na pewnego pokemona). Tak blogspot jest genialny! Chodź przyznam, że mi osobiście starsza wersja bardziej sie podobała to jednak do nowszej da sie przyzwyczaić.

      Usuń
  2. Zacznę od rozdziału, a potem blogowa "papka"

    Rozwaliła mnie akcja z Wooperem i jego łaskotaniem. Kiedy przeczytałem, że Kakuna użyła ochrony wszedłem na serebii i sprawdziłem, on tego nie może nauczyć się w żaden sposób według zasad gier, ale widzę, że ktoś się bawi w Arceusa. Och, Nathaly, ty absolucie :P

    Nie ma co łaskotki Woopera były genialne, przyznam, że tak bym tego nie rozwiązał. Bałem się, że będzie remis, albo bardzo długa walka, kilku godzinna hahaha :D. Taki filmik mi się skojarzył
    https://www.youtube.com/watch?v=bAIVHW5D5Do

    A co do reszty, to czekam na wyjaśnienie, bo podejrzewam, że jeszcze pociągniesz ten wątek zanim się skończy. Jesteś jak Twoja bohaterka, niby nie będę długo pisać. Nie będzie to długa podróż, a już 22 rozdział, tak jak Nathaly zdobywa odznaki, których nie chciała.

    OdpowiedzUsuń
  3. A teraz komentarz bardziej blogowy.

    O jaki krzykliwy nagłówek na blog onecie :D. Reklama pierwsza klasa, chwyt youtubera, czyżby społeczność pokemonowa stawała się topowa. Jeszcze ja pożalę się chorobą i będzie dramacik. Niebawem będziemy reklamować Fantę, jak dobrze pójdzie. Ha! Wyobraziłem sobie Raichu z butelką :D

    Dobra żarty, żartami, bo żartowałem sobie.

    Ja przyznam szczerze, że blog.onet już o dziesięciu lat jest nieprzyjazny blogerom. Wiem po sobie. Blogowałem w gimnazjum, chwaląc się(a co!) mój blog był w pierwszej setce popularnych blogów, ale wtedy to nie był problem. Komentarze wygrywało się w "konkursach" i nabijało się statystki, co często nie miało przełożenia na jakoś blogów. Przeważnie były graficzne, choć mój był miksem grafiki i opowiadań, o moim ukochanym serialu Charmed. W każdym razie, potem się zaczęło cudowanie. Kiedys onet miał tak fajny kokpit, wszystko bazowało na ramkach. Ludzie bez znajomośći html robili boskie szablony. A potem trzeba było się zapoznać i chu**** z patatajnią :(. Odszedłem i jakoś do hmtlu nie byłem przekonany, przez szkołę, która nie umie wyjaśnić problemu, że html to szkielet, a za część estetyczną odpowiada CSS i wcale to nie takie skomplikowane.

    Jak wiesz wróciłem ogarnąłem i ogarniam html, a raczej kody CSS

    No i teraz przechodzę do Twojego pytania.
    Musisz wejść w zakładkę Motyw>Dostosuj>Dodaj arkusz CSS(jest na samym dole w suwaczku). Tam trzeba napisać kod, w Twoim przypadku to będzie
    #Stats1
    {margin-left:
    margin-top: [wartość liczboa]px ;}
    Jak widzisz sama musisz obczaić ile px musisz wpisać, zazwyczaj w podglądzie autamtycznie się to przesuwa, więc luzik, no i wiadomo jak w angielskim top, left. Zależy od której strony podejdziesz do tematu, a i możesz dawać wartości ujemne. Ja zazwyczaj jadę na jedno kopyto i jak napiszę margin- left, to nawet jak coś chcę przesunąć w lewo to daję minus :D
    A jak inne elementy chcesz poprzesuwać to analogicznie. Z tym, że możesz wejść w kody html, w zakładce "motyw" i tam masz opcje "przejdź do widżetu". Tam będziesz miała automatycznie znaczniki do poszczególnych widżetów z "#". Kopiujesz taki coś np. #Image1 i lecisz z marginem w nawiasie i pamiętaj tutaj o znakach, bo to istotne, nie opuszczaj nigdy ";"

    Po więcej info tutaj zapraszam, ja zacząłem tak kombinować:
    https://www.youtube.com/watch?v=fHUNITQnSq4&t=155s
    http://maudlaisy.blogspot.com/p/wykaz-selektorow.html
    http://blog.szalacka.pl/2011/11/content-wlasciwosc-css

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak zaczynałem, jak kiedyś znajomy mi polecił: "kopiuj szablon, a potem sobie go modyfikuj", a potem sama się nauczysz, jak to ogarniać. Chyba, że ja nauczę się wreszcie, jak pakować szablony, to może zacznę robić. Wiem miałem Ci kiedyś zrobić, ale czas u mnie leżał, a teraz, no cóż. Chyba będę go miał sporo

      Usuń
  4. Heloł, it'z mi~
    Ghh, muszę nadrobić ten blog w końcu. Plus Twojego wolnego wrzucania rozdziałów (bo ja jestem osobą, która powinna coś takiego komentować, nie? XD), że nie mam tak dużo do nadrobienia. UvU

    Welp, gdybym musiała chylić się do tabliczki, to w sumie poczułabym się w końcu wysoka. (Ja i moje mierne 1.54 ._.).
    Gdi, muszę w końcu nauczyć się opisywania, czytanie tych Twoich sprawia, że mam wrażenie, że moje to shit. XD
    Nathaly to Mom Friend, fight me. :V
    Cała ta satysfakcja, że Twój ship to będzie kanon. :/ (...Samthaly? Brzmi nieźle, mianuję ten statek Samthaly!)
    Gdi, te opisy! Sorry, no ale będę się jarać Twoimi opisami. XD
    "W takim razie, bez urazy, ale dlaczego Liga wybrała na zastępstwo takich dwóch pajaców?" - to było takie szczerze i takie adekwatne. 👌👌👌👌👌👌👌
    PAJONK. KILL IT WITH FIRE. D:<<<<<<< (Swoją drogą ostatnio miałam bardzo nieprzyjemne spotkanie z kosarzem, bowiem łaził mi po nodze w środku nocy i dostałam tyciego zawału, ach, arachnofobia).
    "– Pora na cięższy kaliber – oświadczył twardo Brian. – Atakuj Hiper Promieniem!" To mnie śmieszy chyba bardziej, niż powinno. XD
    Jak przedstawiałaś tych typów, to napisałaś "Bryan", a później jest "Brian", tak miało być czy tylko literówka? '-'
    Nadal nie lubię Abby, nope, ale to był wygryw. XD

    Gdi, to oficjalnie mój ulubiony fragment, I swear. Kocham world-building i wszystko, co z nim związane. ;A;

    Welp, nie mam tu nic więcej do powiedzenia. XD Rozdział mi się ogółem podobał, tbh, sama nie wiem, jak rozegrałabym tę walkę, gdybym miała, także szacun Nathaly. :O

    Pozdrawiam i życzę weny!
    Evyl~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha - Samthaly? Padłam, po stokroć padłam :D :D Jak na pairing, który był planowany od początku i konsekwentnie wdrażany od ośmiu lat, aż dziwne, że nie pomyślałam nad nazwą ;p *shameonme*

      Dzięki wielkie za wyłapanie literówki - poprawię!

      Plus - wygrałaś moje serce, serio. W dzisiejszych czasach tak niewiele osób odróżnia pająka od kosarza... czuję się wzruszona Twoją świadomością przyrodniczą <3 (w sumie nie wydaje mi się, żeby w innych czasach ta świadomość była wśród ludzi o wiele większa, no ale... "w dzisiejszych czasach" brzmi taaak elokwentnie, że aż nie mogłam się powstrzymać ;p).

      Usuń
    2. Shame on you YvY Co Ty byź beze mnie zrobiła, no? XD

      Jak śmiałabym się nazwać biolchemem, gdybym nie wiedziała. *^* Profil bym musiała zmieniać. (Plus, moja mama mi wiecznie to powtarza, yesus, stop it, tak się mówi, znam różnicę, to ja tu rozszerzam biologię, nie Ty >:{ )
      PS. Śmieszy mnie, że czysto teoretycznie Ariados ma za mało odnóży krocznych, by być pajęczakiem. XD

      Usuń